♥ Rozdział 2 ♥ "Nie bój się. Przecież cię nie ugryzę."

Mam dla was drugi pisany też oczami Eddiego.

                                      Opowiadanie 2

   - Jestem Eddie. - Wyciągnąłem rękę niepewnie do ciemnookiej piękności.
   Nie ruszyła się. Stała cały czas i mierzyła mnie wrogim spojrzeniem. Usłyszałem głośne chrząkniecie z kuchni, chyba była to Trudy. Dziewczyna wreszcie się ruszyła.
   - Patricia. - Odpowiedziała tak samo wrogim tonem jak wyglądały jej oczy. Patrząc na mnie jej twarz przypominała maskę, jakby tylko udawała taką wściekłą. Mimo wrogiego tonu głos też miała piękny. Widząc, że ręki i tak mi nie poda, opuściłem ją.
   - Miło mi cię poznać. - Wykrztusiłem i uśmiechnąłem się niepewnie. Czułem na sobie wszystkie spojrzenia mieszkańców tego domu.
   Oczy Patrici zmieniły się z wrogości na ciekawość.
   - Będziesz tu mieszkał ? - Spytała. Ton głosu wciąż miała wrogi.
   Pokiwałem głową.
   - Super. - Zamruczała pod nosem. Nie było to z radości tylko z nie chcenia. Co było ze mną nie tak? Co ona do mnie miała, że działałem na nią jak płachta na byka? Odwróciłem się, żeby na nią nie patrzeć, nie chciałem widzieć jej wściekłej maski.
   - Patricio, co myślisz, żeby z okazji nowego semestru urządzić bal ?- Spytała ją blondynka,
chyba Amber.
   - Wiesz jaki mam stosunek do bali. - Odpowiedziała. - A ty nowy. - Zwróciła się do mnie. Odwróciłem się do niej przodem. - Lubisz bale ?
   Pokiwałem powoli głową.
   - Okej , poddaje się. Myślisz, że Sweet się zgodzi? - Nie traciła wrogiego tonu. Słysząc nazwisko ojca skrzywiłem się. Chyba nikt tego nie zauważył.
   - Już pytałam i tak zgodził się. - Amber uśmiechnęła się promiennie - Trzeba mieć maskę i parę.
   - Parę?
   - Zrobimy głosowanie.
   - To ja zostanę w domu. - Patricia poszła do kuchni.



   - Ej! Przecież żartowałam. Nie trzeba mieć pary! - Zawołała Amber za Patricią.
   - A ty co tak stoisz? Już zapomnieliśmy o twoim istnieniu. - Jerome poklepał mnie po plecach. - Nie przejmuj się nią, ona jest taka zawsze dla nowych. Ciesz się, że jeszcze nic na ciebie nie wylała. - Powiedział tak cicho, że nikt inny nie słyszał.
   - Gwiazdki! Obiad! - Powiedziała Trudy z kuchni.
   Wszyscy jak na zawołanie usiedli wokół stołu.
   - Eddie. Twoje miejsce jest koło Patrici. - Powiedziała Trudy i uśmiechnęła się zachęcająco.
   Spojrzałem na Patricie, nie  patrzyła w moją stronę, ale jej twarz znowu przybrała wrogą maskę         Podszedłem i Usiadłem niepewnie. Patricia spojrzała na mnie spod łba, a potem posłała lodowate spojrzenie Trudy, na co ona się jedynie zaśmiała.
   Czułem się jak nie chciany gość przy tym stole. Wszyscy gadali w najlepsze, tylko ja siedziałem jak mysz pod miotłą.
   - Zawsze jesteś taki cichy? - Spytała Patricia. Minęła chwila zanim się kapnąłem, że mówi do mnie.    Spojrzałem na nią. Przyglądała mi się teraz uważnie  W jej oczach nadal była nienawiść i gniew, ale ciekawość przeważała nad nimi. - Odpowiesz mi ? - Zaczynała się irytować moim milczeniem.
   - Nie, nie zawsze - odpowiedziałem.
   - A jednak umiesz mówić... Przez chwile się zastanawiałam czy tak jest. - Powiedziała. W jej tonie nie dopatrzyłem się niczego, co by oznaczało, że jest wrogo nastawiona, ale oczy się nie zmieniły.
   - Co spowodowało, że się do mnie odzywasz dobrowolnie? Odniosłem wrażenie że mnie nie znosisz. - Musiałem o to zapytać.
   - Bo tak jest. 
   - To dlaczego ze mną gadasz?

   Wzruszyła ramionami. Przyglądałem się jej uważnie, ale nic nie wskazywało na to żeby mi odpowiedziała. Kąciki jej ust zadrżały. Widać było że walczy z sobą żeby się nie uśmiechać.
   - Dlaczego mi się tak przyglądasz? - Spytała odwracając głowę w moją stronę.
   - Próbuje cię rozgryźć. Trochę to trudne. - Uśmiechnąłem się dobrowolnie, ale ona znowu miała tą maskę. Oczy pełne gniewu. Odwróciłem głowę, żeby nie widzieć jej lodowatego spojrzenia.
   - Patricio? - Podeszła do niej Trudy.
   - Tak? - Spytała.
   - Oprowadź kolegę po domu i dworze. Pokarz mu wszystko. - Poprosiła Trudy. Aż mi się zimno zrobiło, bo zdałem sobie sprawę, że Patricia znowu na mnie patrzy.
   - Czy nie mógł by tego zrobić ktoś inny ? - Spytała.
   - Nie. Victor przydzielił ciebie do tego zadania. - Odpowiedziała Trudy.
   - Wredny stary dziadyga - Przeklęła pod nosem. Wstała i podeszła do drzwi po czym się odwróciła patrząc na mnie. Zawahałem się. Spojrzałem na Trudy, która posłała mi zachęcający uśmiech.                Posłałem jej niepewne spojrzenie.
   - No chodź. Nie bój się. - Szydziła Patricia. - Przecież cię nie ugryzę.
   Wstałem i podszedłem do niej. Poszła przodem.
   Pokazała mi gdzie jest mój pokój, łazienka, pokoje dziewczyn i gabinet Victora. Później poprowadziła mnie na zewnątrz, pokazała szkołę, która była tak blisko, że było ja widać zza drzew. Pokazała mi też okolice.
   Ani razu się nie uśmiechnęła. Cały czas miała wrogi ton głosu i lodowate spojrzenie.
   - Dzięki. - Powiedziałem, kiedy wróciliśmy do domu. Bez słowa poszła na górę. Z westchnieniem poszedłem do pokoju, w którym miałem mieszkać zastałem tam Fabiana mojego współlokatora i Ninę.

Patricia Miller

3 komentarze:

"Mówi się ,że potrzebna jest tylko jedna godzina by kogoś poznać ,jeden dzień by go polubić ,tydzień by się zakochać ,ale później wieczność by zapomnieć..."