♥ Rozdział 66 "Czyli to chwila szczerości, tak?" ♥

**Fabian**

Zapadła cisza ,każdy mierzył wzrokiem dziewczynę ,spoglądając czasami również na Eddiego ,czy na mnie.
- No proszę Eddie! - Jerome zdecydował się przemówić jako pierwszy. - Teraz musisz wybrać pomiędzy miłością swojego życia ,a dziewczyną ,której zrobiłeś dziecko. - Zaczął klaskać. - Jak się czujesz wiedząc ,że...
K.T nie dała mu dokończyć.
- To nie Eddie jest ojcem. - Przerwała. - Nie spałam z nim.
Te jej uporczywe spojrzenie ,którym mnie świdrowała sprawiały ,że do mojej głowy przychodziły czarne scenariusze ,czyżby ja...?
- No to jak nie Eddie to kto? - Jerome już zgłupiał.
- Fabian. - Powiedziała ,spuszczając oczy. Przez chwilę nie wierzyłem ,w to co mówi. Jak to ja?! Schowałem ręce w dłoniach kładąc je bezwładnie na stole. Jerome wybuchł niekontrolowanym śmiechem ,po chwili można było usłyszeć huk.  Kątem oka spojrzałem w miejsce ,w którym jeszcze był. Nie siedział na krześle ,lecz ciągle można było słyszeć jego śmiech.
- Jerome wstań z tej podłogi. - Westchnęła Joy ,patrząc w jego kierunku ,jednak ten nic nie robił sobie ze słów dziewczyny ,dalej leżał i śmiał się w niebo głosy.
**Patricia**

Gdy ,kiedy powiedziała ,że to fabian jest ojcem tego dziecka ,Eddie ,który do tych czas był spięty od razu się rozluźnił i odetchnął z ulgą ,po czym złapał moją rękę ,która spoczywała na moim kolanie pod stołem i splótł nasze palce.
- Wyglądasz tak jakby ci ulżyło. - Stwierdziłam przyglądając się mu. - O co chodzi?
- O nic. - Odpowiedział krótko.
- Obawiałeś się ,że to ty będziesz ojcem? Przecież podobno z nią nie spałeś ,prawda?  - Coś mi się nie zgadzało. Na prawdę wyglądał tak jakby myślał ,że K.T zamiast Fabiana wypowie jego imię ,ale dlaczego skoro podobno nic się między nimi nie wydarzyło?
- Bo nie spałem. - Odparł. - Ale znasz K.T. Zrobiłaby wszystko ,żeby tylko nas rozdzielić.
Zamilkłam. Miał rację. Zabrakło mi argumentów by się z nim kłócić ,ale czy mimo wszystko powinnam mu uwierzyć?
- On mówi prawdę Pat. - Nagle obok mojego ucha zabrzmiał ten dobrze mi znany od niedawna niski baryton. Rafael znów postanowił się wtrącić. - Czytam w jego myślach i stwierdzam ,że to wszystko jest jak najbardziej prawdą.
Kiwnęłam tylko głową ,a on znów zniknął. Nie potrzebowałam go ,do podjęcia decyzji ,jednak czasami jego umiejętność czytania w myślach bardzo się przydawała. Spojrzałam na Millera i uśmiechnęłam się.
- Wierzę ci.
Fakt ,że K.T jest w ciąży nie zdziwił mnie ani trochę ,w sumie to nawet nie byłam pewna czemu ,...może po prostu się tego spodziewałam...?
Wszyscy zaczęli prowadzić niepotrzebne dyskusję ,kątem oka zerknęłam na Fabiana. Wyglądał na załamanego. K.T zresztą również nie wyglądała lepiej. W pewnym momencie ,gdy Jerome już otwierał buzie ,by pewnie znów wygłosić jakiś bezsensowny i niegrzeczny komentarz ,dziewczyna wstała i po prostu wybiegła z jadalni. Odruchowo ,zrobiłam to samo i pobiegłam za nią ,posyłając jeszcze Jeromowi jedno z tych moich gromiących spojrzeń.
K.T siedziała pod krzakiem w ogrodzie za akademikiem. Podciągnęła kolana pod brodę ,opierając ją na nich i zamknęła oczy. Podeszłam powoli i usiadłam obok niej.
- Ja nie mam już siły Pat. - Powiedziała drżącym głosem. Zdziwiło mnie to ,że wiedziała ,że to ja ,a nie nikt inny. Wiem ,że za nią nie przepadałam ,ale wiem też ,że w takiej chwili potrzebowała wsparcia ,a jeżeli nie ja ,to nikt inny jej go nie da.  - Popełniłam już tyle błędów i zraniłam tyle osób w swoim życiu ,że po prostu brzydzę się sobą...i jeszcze teraz ta ciąża. Jeżeli Sweet się dowie ,to mnie wywali. - Żal mi się jej zrobiło. Oczywiście ,że miała swoje winy ,ale nikt nie był idealny. Do K.T również ,nie mogłam chować urazy przez całe życie. Każdy zasługuje na wybaczenie.
- Co masz zamiar teraz zrobić? - Spytałam. Spojrzała na mnie spod łba. Widać było ,że się zastanawia. Po chwili jednak westchnęła.
- Nie mam pojęcia. - Przyznała przerywając ciszę. - Kompletnie nie wiem co robić.
- Na moje powinna wyjechać. - Przed nami pojawił się Rafael. Od razu się zdenerwowałam. Jeszcze tylko jego samego i jego żartów tutaj brakowało.  Przez chwilę nie spuszczałam z niego wzroku ,jednak odwróciłam głowę by spojrzeć na K.T. Obracała w palcach kawałek kamienia i pociągała nosem ,a łzy cały czas leciały z jej oczów ,by spłynąć bezwładnie po polikach.
- Myślisz ,że powinnam wyjechać? - Zapytała nagle spoglądając na mnie ,tak jakby również usłyszała to co powiedział Rafi. Posłałam mu pytające spojrzenie ,na co on tylko się uśmiechnął. To chyba nie była ,jego sprawka prawda?  - Tak czy inaczej ,prędzej czy później do tego dojdzie.
- Jesteś pewna ,że chcesz to zrobić?
- Tak ,wrócę do mamy. Ona na pewno mi pomoże ,a wy...będziecie mieli w końcu spokój ,Fabian nie będzie musiał brać obowiązku ojcostwa na siebie i wszyscy będą szczęśliwi.
Nie miałam argumentów by się z nią o to kłócić ,więc po prostu przytaknęłam:
- Jeżeli własnie taka jest twoja decyzja.
- To raczej nie decyzja ,a wybór. Uważam ,że jeden z najlepszych.
- Kiedy masz zamiar wyjechać?
- Jak najszybciej. Może nawet jutro...Muszę tylko porozmawiać z Nathanem. I to teraz! - Zanim zdążyłam coś powiedzieć wstała i poszła w kierunku domu. Nie specjalnie fatygowałam się ,by ją zatrzymać. Zostałam w miejscu ,w którym jeszcze przed chwilą obie siedziałyśmy.
- Pozwolisz jej tak po prostu wyjechać? - Zapytał Wayland z niedowierzaniem o ,którego obecności już kompletnie zapomniałam. Podszedł do mnie powolnym krokiem i przysiadł na trawie na przeciwko mnie.
- A mam inne wyjście? - Odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie. - Cokolwiek zrobię ona i tak będzie obstawiała przy swoim.
- Mówiąc o wyjeździe miała nadzieję ,że powiesz ,że to głupi pomysł i ,że nie pozwolisz wyjechać. Brak sprzeciwu z twojej strony ,popchnął ją jeszcze bardziej w stronę decyzji ,którą podjęła.
- Skąd to wiesz? - Spytałam jak głupia. Wciąż nie przyzwyczaiłam się do faktu ,że mój stróż ma nadprzyrodzone zdolności czytania w myślach. - A no tak ,już pamiętam.
- Ale w sumie to po co ją zatrzymywać. Ona ma rację. Każdemu w Anubisie będzie lepiej bez niej.  -Musiałam przyznać mu rację ,nie robiąc tego okłamałabym jego jak i również siebie ,mimo tego ,że on znał moją odpowiedź na wszystko co powie ,zanim ja jeszcze miałam zamiar ją wypowiedzieć. Chłopak nagle wyprostował się i spojrzał gdzieś za mnie. - Twój brat idzie. - Oznajmił. Spodziewając się tego ,że zniknie ,chciałam już powiedzieć "to na razie" ,lecz nic takiego się nie wydarzyło. Rafael dalej siedział nieruchomo na trawię bawiąc się jej kosmykami.
- Cześć Pat. - Spojrzałam za siebie. Jake stał metr dalej i tarmosił sobie włosy ,na których było pełno kropelek deszczu.
- Cześć. - Uśmiechnęłam się do niego. Chłopak zerknął na mnie ,lecz jego wzrok powędrował za mnie.
- Cześć Rafael. - Powiedział. Zdziwiło mnie to.
- Cześć Jake. - Odpowiedział blondyn siedzący obok mnie ,również patrząc na Brown'a.
- Chwila! - Podniosłam głos zdumiona. - To ty go widzisz?!- Zapytałam brata wskazując na Rafaela. - Skąd się znacie?!
- Długa historia. - Odpowiedział mi.- Widzę go do momentu ,do którego mi na to pozwoli.
- Zwerbowałem sobie Jake'a ,kiedy potrzebowałem istoty przyziemnej by ciebie pilnował. Wtedy jeszcze nie wiedziałem ,że jest potomkiem ,bo nie mogłem czytać w jego myślach. Nie wiedziałem też ,że ma niecne plany wobec ciebie. - Opowiedział mi ten drugi. - Dowiedziałem się dopiero ,kiedy zaklęcie zostało ściągnięte.
- Czy jest coś czego jeszcze nie wiem?! - Spytałam niemal krzycząc. Oboje zastanowili się przez chwilę ,po czym Jake postanowił udzielić mi odpowiedzi na moje pytanie:
- Nie ,myślę ,że teraz już wiesz wszystko.
Zapadła krępująca cisza. Patrzyłam to na Rafaela ,to na Jake'a. Rzucali sobie pogardliwe spojrzenia ,ten pierwszy jednak wyglądał na nieco rozbawionego ,lecz ten drugi na dość wkurzonego.
- Jake nie lubi ,jak grzebię w jego mózgu. - Odpowiedział Rafael na pytanie ,którego jeszcze nawet nie zdążyłam zadać.
- Czyli ,że się nie bardzo lubicie ,tak?
- Dokładnie. - Odparł Jake ,zaczynając iść ,w kierunku drzwi wejściowych do domu. - Zobaczymy się później ,jak pozbędziesz się tej szui. - Rzucił na pożegnanie i odszedł chowając ręce do kieszeni.
- Palant. - Mruknął niezadowolony blondyn raptownie tracąc humor.
- Zapisze sobie ,żeby trzymać ciebie i Jake'a z dala od siebie ,bo się jeszcze pozabijacie. - Zażartowałam próbując rozładować nieco napiętą atmosferę ,jednakże twarz chłopaka tak czy inaczej pozostała niewzruszona.


Drogi pamiętniku:

Nie wiem co mam teraz robić. Ogólnie jestem jakaś taka zagubiona. Nie poznaję domu ,w którym mieszkam od lat. Mason i Bella biorą ślub ,K.T jest w ciąży i to z Fabianem ,nasz nowy dozorca mógłby by jednym z uczniów...wygląda na to ,że tylko relacja Patrici i Eddiego wróciła do normy. Czasami siedzę sobie w pokoju i rozmyślam jakie byłoby teraz nasze życie ,gdybyśmy się nie pokłóciły ,tęsknie za nią ,za moją przyjaciółką ,na której zawsze mogłam polegać. Jednak nie mam pojęcia jak odbudować naszą przyjaźń. Za każdym razem ,gdy zbieram się na to by z nią o tym pogadać, pękam. Po prostu pękam. Z drugiej strony wygląda na to ,że teraz jej najlepszą przyjaciółką jest Amanda i Nina ,więc może ja już wcale nie jestem jej potrzeba? I druga sprawa- Jerome. Co mam zrobić z uczuciem ,którym wciąż go darzę ,i które wybuchnęło we mnie tak nagle ,pomimo prób powstrzymania go? Owszem przesadził przychodząc do mnie kompletnie pijany i próbując błagać mnie o wybaczenie ,lecz z drugiej strony...to było całkiem słodkie. Tłumiłam w sobie uczucia do niego ,ale z dnia na dzień one wszystkie coraz silniej o sobie przypominają. Tak bardzo chciałabym z nim porozmawiać i dowiedzieć się czy on czuje to samo ,lecz z tym też mam problem. Wszędzie gdzie nie spojrzę mam jakiś problem i zero rozwiązań do niego. Czy na prawdę jestem aż tak beznadziejna? Eh ,nie wiem już co począć.


***
Joy Mercer przerwała pisanie. Przeczytała jeszcze raz uważnie kilka ostatnich linijek ,a łza zawisła jej w oku. Nagłym gestem uniosła głowę i gwałtownie rzuciła i długopisem i notesem ,w stronę ceglanego kominka w salonie. Od kiedy to ona ,super pewna siebie dziewczyna miała problemy ,których nie umiała rozwiązać? Albo może jednak bała się rozwiązać?  Szybko postanowiła to zmienić. Wstając od stołu wsadziła głęboko ręce w kieszenie kaszmirowego swetra i zgrabnym krokiem ,noga za nogą ,powędrowała do pokoju wysokiego blondyna z odpicowaną fryzurą. Stanęła przed ciemnobrązowymi ,drewnianymi drzwiami i zapukała dwa razy ,po czym wzięła kilka głębokich oddechów.
- Proszę. - Dobiegł ją głos chłopaka. Sięgając do klamki delikatnie uchyliła drzwi i wsunęła głowę do środka. Na pierwszy rzut oka pusty pokój wskazywał na nie obecność jego współlokatorów. Przez wąską szparę weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi ,po czym odwróciła się w stronę Clarke'a i niepewnie spojrzała na niego.
- Joy? - Zdziwił się na jej widok. Dziewczyna była ostatnią osobą ,której spodziewałby się u siebie ,jako gościa. 
- Myślę ,że powinniśmy porozmawiać. - Powiedziała dziewczyna decydując się na podejście bliżej do chłopaka. Jerome kiwnął głową i wyprostował się ,przez cały ten czas siedział na swoim łóżku. Dziewczyna klapnęła obok niego ,zwracając głowę w jego kierunku  ,po czym wzięła kolejny głęboki oddech zanim postanowiła cokolwiek powiedzieć.
- O co chodzi? - Zapytał chłopak. Dla Joy ,to wszystko działo się tak powoli. 'Dlaczego właśnie teraz ,kiedy chciałabym mieć to już za sobą?' ,pytała siebie.
- Nie możemy tak dłużej żyć Jerome. - Rzekła cicho wbijając wzrok w srebrny sygnet na jego placu. - Oboje wiemy czego chcemy ,tylko nie umiemy tego wyznać. - Stwierdziła.
- Co masz na myśli? - Clarke wciąż wyglądał tak jakby w ogóle nie wiedział o czym mówi brunetka.
- Nas Jerome. - Spojrzała w jego oczy.  Szybko zirytowała się faktem ,że blondyn próbuje ją zbyć udając niewiedzę. Wstała i już miała zamiar wychodzić ,kiedy chłopak westchnął ciężko ,lecz o dziwo zatrzymał ją również wstając i złapał jej dłoń.

- Poczekaj. - Powiedział spokojnym tonem. Odwróciła się w jego stronę i pozwalając rękom opaść bezwładnie wzdłuż jej talii uniosła brwi wyczekując na to co jej rozmówca ma zamiar powiedzieć. - Czyli to chwila szczerość ,tak?...Dobra...Słuchaj cieszę się ,że tu przyszłaś ,bo sam chyba bym się nie odważył iść do ciebie i rozmawiać na ten temat...Ale prawda jest taka ,że...Nie wiem ,kiedy to się stało,...ani jak...Ja...zakochałem się...w tobie. - Jąkając się powoli wymawiał każde słowo ,dokładnie je ważąc. Patrzył również na dziewczynę uważnie próbując wychwycić jakieś zmiany na jej twarzy.
Nic. Jej wyraz pozostał niewzruszony. - Kocham cię Joy. - Powtórzył ,lecz nic. Dziewczyna stała i wpatrywała się w niego tępo.
Jednym ,dużym lecz niezdecydowanym krokiem znalazł się jeszcze bliżej Mercer. Ujął jej twarz w dłonie i nie widząc żadnego sprzeciwu z jej strony pochylił się ,
by ją pocałować. Znów nic ,wciąż stała patrząc teraz na jego usta i zastanawiając się czy wykona ten ostateczny ruch. Tak zrobił ,po chwili ich usta złączyły się w długim i namiętnym pocałunku.


Patricia wróciła do domu ,gdyż na dworze zerwał się na prawdę silny wiatr i zrobiło się zimno ,a ona miała na sobie tylko cieniutką bluzeczkę z krótkim rękawkiem. Nie poszła jednak do swojego pokoju ,wiedziała ,że jeżeli tak zrobi ,zostanie sama. Wiedziała ,że wtedy dopadną ją wyrzuty sumienia z czegoś ,co nawet nie było jej winą. Dziewczyna westchnęła w duchu ,dlaczego po prostu nie mogę mieć normalnego życia ,myślała. W tym właśnie momencie stała przed drzwiami do pokoju swojego chłopaka i zbierała się do zapukania ,kiedy te się otworzyły ,a w nich pojawił się uśmiechnięty blondyn.
- Wiedziałem ,że ktoś tu stoi. - Powiedział ze śmiechem wpuszczając Patricie do środka. 
- Skąd? - Zapytała zerkając na niego podejrzliwie. 
- Ma się ten 6 zmysł. - Zażartował. Williamson nie podzielała jednak jego humoru. W środku była rozdarta ,najchętniej rzuciłaby się na łóżko i zalała łzami. Nie poznawała samej siebie. Przecież nigdy się tak nie zachowywała ,co się zmieniło? Czyży to on ją zmienił? Sprawił ,że stała się słaba? Zauważył ,że coś jest nie tak. Jej twarz była taka smutna ,bez barwna i blada. Podszedł do niej i ujął jej twarz w obie dłonie.
- Ej ,mała co jest? - Szepnął cicho zmartwiony. Nie miała ochoty nawet kłócić się o to zdrobnienie ,którego właśnie użył.  Wpatrywał się w nią uważnie czekając na odpowiedzieć.
- Nic - Skłamała. - Wszystko jest ok.
- Patricio przecież widzę ,że coś jest nie tak.- Nie dawał za wygraną. Znał ją jak własną kieszeń ,a teraz definitywnie coś było nie tak.
- Oj no chodzi o K.T. - Powiedziała w końcu. - Dziwnie się czuję z tym ,że wyjeżdża. 
- Nie wyjeżdża przez ciebie - Zauważył ,po czym cofnął się kilka kroków i usiadł na swoim łóżku ,jednak po chwili zdecydował się położyć. Posunął się pod samą ścianę i opadł na poduszki. 
- Tak wiem ,że nie przeze mnie ,jednak czuję się tak jakby to była moja wina. - Pożaliła się siadając na skraju łóżka. Chwycił jej rękę i jednym zwinnym ruchem przyciągnął. Teraz oboje leżeli przytuleni do siebie. 
- To przestań się tak czuć. - Zasugerował ,jednakże dla Patrici to nie było takie łatwe jak mu się wydawało.
- Żebym tylko umiała. - Westchnęła zrezygnowana zamykając oczy. Oboje zamilkli. Miller gładził dziewczynę opuszkami palców po jej zaróżowionym policzku,a ona oddychała spokojnie i głęboko próbując chodź trochę się rozluźnić.
- Mi tam to obojętne czy ona tutaj będzie czy nie...w sumie to nawet dobrze ,że wyjeżdża. - Odezwał się chłopak wzruszając lekko ramionami. Wciąż nie rozumiał dlaczego jego dziewczyna tak przejęła się tą sprawą. Zresztą ona sama tego tak do końca nie wiedziała. Dziewczyna otworzyła oczy ,przez chwilę patrzyła w sufit ,jednak po chwili spojrzała na blondyna.
- Wiem ,że jej nie lubisz. - Odrzekła. - Ale jakby tak się lepiej zastanowić to nie zrobiła ci nic takiego ,co miałoby mieć skutek na to co teraz do niej czujesz.
- Zdradziła mnie. - Przypomniał chłopak. - To wystarczający powód. - Stwierdził dumny z tego ,że ma chociaż jeden argument.
- Tobie to było na rękę. Nie musiałeś szukać jakiegoś innego powodu ,dla zerwania z nią.
- Ale sam fakt ,że to zrobiła ,jest wystarczający ,a teraz jest jeszcze w ciąży. Mam prawo jej nie lubić ,nawet nienawidzić.
- Patty ,Eddie!! - Rozdźwięczał się głos małej dziewczynki ,która właśnie wbiegła do pokoju ,a potem wskoczyła na Eddiego.
Oboje się wzdrygnęli ,było to tak niespodziewane ,że aż się wystraszyli.
- Marie ,czy mogłabyś proszę pukać ,kiedy masz zamiar wejść do mojego pokoju? - Zapytał ją blondyn.
- A co przeszkodziłam wam w czymś? - Odpowiedziała my pytaniem na pytanie bawiąc się kołnierzykiem od jego koszuli.
- Ty już nie myśl o takich rzeczach  - Skarcił ją. - ,jesteś za młoda.
- Oj tam ,oj tam. - Wzruszając ramionami ,zsunęła się z jego nóg i położyła pomiędzy nimi.
- Marie proszę powiedź Eddiemu ,że nie powinien nienawidzić K.T bez powodu. - Poprosiła ją Patricia patrząc na chłopaka. Na jego twarzy pojawiła się nutka kpiny ,wiedział ,że siostra weźmie jego stronę.
- Powinien! Wszyscy powinni! To skunksica ,takie powinno się tępić. Całe szczęście ,że wyjeżdża ,bo już miałam zamiar wepchać je te glizdy do buzi. - Stwierdziła brązowowłosa dziewczynka ,a jej brat uśmiechnął się triumfalnie.
- Jesteś w tym sama ,kochanie. - Zauważył zmieniając uśmiech na bardziej figlarny. - Tylko tobie jest jej szkoda.
Na twarzy Patrici pojawił się grymas ,a ona sama wbiła wzrok w sufit.
- Uparta ,wkurzająca rodzinka Millerów. - Mruknęła nie zadowolona.
- Ktoś się tu wkurzył. - Roześmiała się Marie.
- Zaraz jej przejdzie. - Powiedział chłopak. Był tego pewny ,wiedział ,że Patricia nie umie się gniewać na niego zbyt długo ,a już na pewno nie pogniewa się na jego siostrę ,którą po prostu ubóstwia. - Prawda kotku?  - Zwrócił się do Williamson. Spojrzała na niego kontem oka ,ale nie odezwała się.
- Nie mów tak do mnie. - Odparła tylko chłodno.
- Gdybyś serio się wkurzyła ,to już byś wyszła z pokoju. - Stwierdził unosząc jedną brew.
- A mam wyjść? - Spytała podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Patty nie idź!! - Krzyknęła Marie siadając jej na kolana ,czym uniemożliwiła Patrici ruszenie się gdziekolwiek. Dziewczyna westchnęła i spojrzała na małą z wyrzutem ,po czym zerknęła również na Eddiego i wywróciła oczami. Blondyn przysunął się do nich nie przestając się uśmiechać.
- Twój brat jest strasznie irytujący Marie. - Powiedziała Williamson patrząc na niego spod łba. Zaśmiał się krótko i przybliżył jeszcze bardziej. Teraz ich twarze dzieliło dosłownie kilka centymetrów ,a Marie patrzyła na nich zafascynowana.
- Też cię kocham ,ty moja złośnico. - Odparł na jej wcześniej wypowiedziane słowa i złożył czuły pocałunek na jej ustach. Można było uznać ,że kompletnie zapomniał o obecności swojej siostry. Jednak ona tak łatwo nie dała o sobie zapomnieć.
- Ooo. - Pisnęła. - Jacy wy jesteście słodcy. - Oderwali się szybko od siebie i spojrzeli na nią.
- Marie nie patrz!- Rozkazał jej brat ,nieco speszony.
- Na co mam nie patrzeć? Tylko się całujecie ,widziałam gorsze rzeczy ,kiedy mama sprowadzała se facetów do domu.
Patricia i Eddie spojrzeli po sobie zdumieni. Eddie dopiero teraz zaczął się przekonywać jaka jego matka jest nieodpowiedzialna i zrobiło mu się trochę wstyd. Nie miał zamiaru nawet pytać swojej młodszej siostry ,o to co dokładnie widziała ,od razu robiło mu się niesmacznie.
- Ale skoro się tak bardzo kochacie... - Zaczęła Marie z pokerową miną patrząc to na Patricie ,to na Eddiego. - Powinniście wziąć przykład z Belli i Masona i się pobrać! - Obydwoje z nich zatkało ,nie mieli pojęcia jak zaoponować.
- Marie. - Odezwał się blondyn. - Jak będę miał zamiar oświadczyć się Patrici ,a na pewno to kiedyś nastąpi ,to będziesz pierwszą osobą ,która się o tym dowie.  - Mimo to ,dziewczynka zrobiła kwaśną minę.
- Ale ja chcę ,żebyś się teraz oświadczył. - Powiedziała z oczami szczeniaczka. - Poza tym ,jestem tu
 jedynym dzieckiem i jak was nie ma to mi się nudzi ,więc nie chcielibyście mieć może córeczki? Byłabym ciocią i mogłabym się nią opiekować.
Patricia uśmiechnęła się lekko rozmyślając nad tym i patrząc na Marie zaskoczona ,po czym spojrzała na Eddiego i zaczęła otwierać usta by coś powiedzieć ,a uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Myślę ,że to jest trochę bardziej skomplikowane niż myślisz Marie. My chodzimy do szkoły i jesteśmy jeszcze trochę za młodzi na zakładanie rodziny ,nie sądzisz?
Brunetka nie wiedziała przez chwilę co powiedzieć jednak po chwili wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
- Ale przecież się kochacie...
- Mason i Bella też się kochają. - Zauważył Eddie. - Są od nas starsi ,no i już są zaręczeni ,może to ich powinnaś poprosić o...- Przerwał na chwilę ,starając się dobrać odpowiednio słowa. - to ,żeby oni mieli córeczkę.
- Nie!!! - Wrzasnęła. - Ja chcę ,żebyście wy mieli dziecko! Rzućcie szkołę i bądźcie razem! Miejcie dziecko ,wyjdźcie za mąż i bądźcie szczęśliwi!!
- Marie ,przecież wiesz ,że nie możemy. - Eddie od razu zgasił nieco jej zapał. - Musimy skończyć szkołę ,na małżeństwo jest jeszcze za szybko ,na dziecko też. Wstrzymaj się trochę.
- Patty nic nie powiesz? - Zwróciła się do dziewczyny ze smutną miną. Williamson aż serce zabolało na ten widok ,ale co mogła powiedzieć? Jej chłopak miał rację ,ze wszystkim. - Zgadzam się z Eddiem...Jest jeszcze za wcześnie.  Marie posłała jeszcze jedno zerknięcie swojemu bratu ,po czym w jej oczy zaszkliły się.
- Foch Edziu! - Krzyknęła ,a łzy zaczęły spływać po jej bladych policzkach. Szybko zeskoczyła z Patrici i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.
- Marie! - Zawołali ją jednocześnie ,ale to nic nie dało. Dziewczynka była już w drodze na górę.
- Jej na prawdę na tym zależy. - Stwierdził Miller wzdychając ciężko. Spojrzał na dziewczynę zastanawiając się. - Może...powinniśmy jej uledz?
- Co masz na myśli? - Patricia zmarszczyła brwi ,uważnie mu się przyglądając.
- To ,że...Ehh...Patricio ,czy...ten...wyjdziesz za mnie? - Zapytał niewyobrażalnie się jąkając. Jednak brunetka wiedziała ,że wcale tego nie chciał.
- Przestań Eddie ,to nic nie da. - Odpowiedziała.
- Czyli nie chcesz za mnie wyjść?
- Przecież wiesz ,że nie o to chodzi...Twoja siostra chce zostać ciocią.
- Z tym też nie będzie problemu ,myślę. - W mgnieniu oka przysunął się do niej jeszcze bliżej niż przed chwilą i zaczął całować przewracając do pozycji leżącej. Ona jednak zachowała zdrowy rozsądek i jednym delikatnym ,ale zdecydowanym ruchem odsunęła do od siebie i usiadła.
- Eddie ,proszę cię. Nie możemy robić tego co każe nam twoja siostra. - Powiedziała.
- A może ja chcę tego co ona mi każe? Nie sądzisz?- Uniósł jedną brew. Był w 99 procentach pewny tego co mówi.
- Nie ,nie chcesz. Eddie ,jesteśmy za młodzi. Wstrzymajmy się trochę ,ok?
- Masz rację ,myślę zbyt pochopnie. - Zauważył kiwając głową.
- Dobrze ,ja idę. Spróbuję  z nią porozmawiać. - Oznajmiła mu dziewczyna i złożyła krótki pocałunek na jego ustach ,a następnie wstała i wyszła. Postanowiła zaglądać do wszystkich pokoi i znaleźć Marie. Chciała z nią porozmawiać o tym ,czego dziewczynka chciała i chociaż spróbował jej wytłumaczyć ,że na razie to jest nie wykonalne ,pozostawało tylko jedno pytanie: Czy dziewczynka zrozumie?

CDN...

Patricia Miller

11 komentarzy:

  1. ale extraaaa cytuje Marie '' to skunksica, takie powinno się tępić" ahahaha po tym wybuchłam śmiechem nie mg ;) A Eddie "oświadczył" się Pat a ona mu "odmówiła" ahahah

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG!
    Cały czas nie mogę przestać się śmiać. Marie jest po prostu powalająca. Zgadzam się z pierwszym komciem. Ten teks mnie powalił. Dawaj szybko nexta... BŁAGAM

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahahahaha ,ale jajca... :-) oddaj talent!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Geniastyczne! Marie jest najlepsza. Pattie i Eddie jako młode małżeństwo z dzieckiem? Marie ma bardzo ciekawe pomysły. Dobrze, że Peddie potrafi zareagować na te jej fantazje:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahahhsha rozdział genialny :***

    OdpowiedzUsuń
  6. zajebiste, jak zwykle ;)
    http://the-mistical-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Na tym blogu na dal będziesz dodawać codzienie

    OdpowiedzUsuń
  8. szkoda mi K.t ja nie lubię jej a marie the best

    OdpowiedzUsuń
  9. Marie jest the best <3
    Po prostu genialna ;3
    Nie wiem jak ty to robisz ale po prostu ja zjadam twoje opowiadanka i się nimi delektuję ^^

    OdpowiedzUsuń

"Mówi się ,że potrzebna jest tylko jedna godzina by kogoś poznać ,jeden dzień by go polubić ,tydzień by się zakochać ,ale później wieczność by zapomnieć..."