♥ Rozdział 71 "Ryan kazał ci to przekazać." ♥

**Patricia**

Zabawa. Sylwester. Wcale się dobrze nie bawiłam. Nie w tych okolicznościach.Trudy spędziła 3 dni na przygotowywaniu imprezy z naszą pomocą.Gotowała, robiła zakupy i różne inne rzeczy. A ja? Teraz przechadzałam się wśród ludzi ze szkoły i z poza w ogóle nie rozpoznając ich twarzy. Pomimo ze prawie każdy odwracał się w moją stronę by się przywitać ja kompletnie to ignorowałam. Nie chciałam stać przed każdym i wyglądać jak idiotka zastanawiając się jak ma na imię i kim dla mnie jest.Z obawą ze w każdej chwili mogę stracić Eddiego nie potrafiłam skupić się na niczym.
Głośna muzyka przyprawiała mnie o ból głowy a masa ludzi chodzących w ta i z powrotem sprawiały,że robiło mi się duszno i chciałam jak najszybciej się stad wydostać.
Poczułam czyjeś zimne ręce spoczywające na moich ramionach i odwróciłam się.
- Cześć. - Powiedziałam obojętnie, bez entuzjazmu.
- Coś jest nie tak,- bardziej stwierdził niż zapytał.
- To się zastanów... Co takiego może być nie tak. - Mruknęłam.
- A ty ciągle o tym? - Westchnął zrezygnowany.
- A co mam zrobić?! Powiesić się?! To twoja wina. Ty mi nie powiedziałeś! - Wciąż byłam zła, ale i trochę smutna. Przecież stracę ukochaną osobę. I to nie po raz pierwszy... Tylko, że ojciec to ojciec, a Eddie to mój chłopak.
- Bo właśnie takiego zachowania się po tobie spodziewałem.- powiedział wywracając oczami tak jakby w ogóle nie obchodziło go co mu grozi.
- Masz to gdzieś?! To będzie koniec Peddie! - Krzyknęłam rozżalona. Jak on mógł być tak obojętny na śmierć?!
- W przeciwieństwie do ciebie pogodziłem się z limitem życiowym.- odpowiedział spokojnie.
- Limitem życiowym. - Parsknęłam. - Ty myślisz że co?! Miałeś umrzeć jako starzec! Obok mnie...
- Rozumiem jakie wiązałaś z nami plany.- spuścił wzrok i odetchnął głęboko.- Też miałem plany, ale chyba wiesz, że nie są do zrealizowania.
Wbrew mojej woli z moich oczu wpłynęły łzy.
- Ją nie chcę cię stracić.
- Ej nie płacz.- zrobił krok w moim kierunku i przytulił mnie do siebie.- Przecież wciąż tu jeszcze jestem.
- Nie potrafię... Zmieńmy temat. - Zaproponowałam.
Zastanowił się chwilę zanim odpowiedział.
- Masz ochotę się napić? Jerome robi drinki przy barku.
- Alkohol... Mam wszystkiego dość, więc... Czemu nie. Chodźmy.
Złapał mnie za rękę zaprowadził do jadalni. Jerome stal przy wnęce od kuchni i układał szklane butelki.
- Daj mi coś bardzo słabego. - Poprosiłam. Nie chciałam się upić.
- Jasne Pati. - popatrzył po butelkach. Potem nalał małą ilość jakiejś wódki do szklanki i zalał sokiem.
Podał mi ją. Zaczęłam z niej pić. Było ohydne! Wszystko wyplułam na Eddiego.
- Ups...
Na jego twarzy pojawił się grymas.
- Daj mi czystą Jerry.- zwrócił się do Clarka z udawanym spokojem.
- Przepraszam kochanie... Ale to było obrzydliwe! - Krzyknęłam. Jak można pić tak ohydą wódkę. Co on kupił?! Chyba z Afryki była. - Ty Jerry! Na drugi raz kup coś lepszego.
- To normalna wódka co ty chcesz?- zapytał lejąc do kieliszka to samo. Tym razem jednak nie dolał tam soku.
- Nie piłaś wcześniej wiec nie wiedziałaś jak smakuje.- stwierdził Eddie biorąc kieliszek do reki.- Zaraz się przebiorę.
- Jasne... Czy ty myślisz że ja nigdy nie piłam?! Nie pamiętasz kiedy pijana Stałam u ciebie w pokoju, kiedy chodziłeś z K.T.?!
Zastanowił się chwile.
- Faktycznie coś było...Tracę pamięć.- stwierdził po czym za jednym razem opróżnił kieliszek i zmrużył oczy.- Mocne.
- No to nie pij. Ją cię do łóżka zaciągała nie będę. - Mruknęłam niezadowolona. Co za życie! Wszystko jest takie trudne i paradoksalne!
- Nie musisz kochanie. Dzisiaj sylwester i mam zamiar się upić. Nie ważne czym. - odpowiedział z uśmiechem.
- A jak ci zaszkodzi? Powtarzam po raz drugi, ja cię do łóżka nie zaciągnę! Jakkolwiek to brzmi... - Zmieszałam się.
Chłopaki wybuchnęli śmiechem i wypili następną  kolejkę ,tym razem jednak oboje.
- Kaca sam będziesz leczył. - Mruknęłam i podeszłam do Joy.
- Hej jak się bawisz?- zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Nienawidzę imprez! - Krzyknęłam rozżalona. Chciało mi się płakać, ale się powstrzymywałam.
- Zawsze je lubiłaś. Co się stało?- zmartwiła się.
- Wiesz... Jakoś było ich tak dużo, że mam dość. Znudziło mi się. To wina Amber! Ona je urządza!
- Witam panie.- powiedział znajomy głos za mną. Odwróciłam się i doznałam szoku. Rafael stal tutaj z promiennym uśmiechem na twarzy. Zmierzyłam go wzrokiem. Miał ciemne dżinsy i niebieską koszule. Nigdzie nie dopatrzyłam się jego mieczy. Wyglądał zupełnie jak normalny chłopak.
- My się znamy? - Zapytałam. Postanowiłam dla jego dobra udawać, że jest nieznajomym.
Skierował na mnie swoje oczy. Jakimś cudem udało mu się ukryć te złote tęczówki pod niebieskimi kontaktami. Przesunął się o krok a jego blond włosy opadające na ramiona przybrały platynowy kolor pod wpływem promieni słońca które wpadały do pokoju.
- Nie znamy ale możemy się poznać.
- Jestem Patricia. - Podałam mu dłoń.
Uśmiechnął się odsłaniając rząd białych zębów.
-Wiem. - spojrzał na moją przyjaciółkę która przyglądała mu się oszołomiona.- A ty musisz być Joy prawda?
- T... T... Tak. - Zająknęła się moja przyjaciółka. Czyżby Rafael się jej spodobał?! A co z Jerrym...
- Milo poznać.- posłał jej zalotny uśmiech a ona cala poczerwieniała.
- Cicho Rafael!... Ups... - Jasna cholera! Ujawniłam go!
Chłopak rozejrzał się teatralnie.
- To było do mnie? Mam na imię Ryan.
- Przepraszam... Chyba cię z kimś pomyliłam. - Popchnęłam. Ryan do niego nie pasuje! Mógłby mieć na imię Harry... Harry Wayland .
- Nic nie szkodzi. - uprzejmość jaką teraz pokazywał kompletnie nie pasowała do aroganckiego zachowania które przybierał pod postacią mojego stróża. Chyba wykuł na pamięć jak być dżentelmenem. Przybrał flirciarski wyraz twarzy i ujął moją dłoń.- Co powiesz na mały taniec Patricio?
- Yyyy... Nie wiem co na to Eddie. - Odparłam.
- Eddie.- zerknął w stronę barku.- Trochę już chyba odchodzi od rzeczywistości.
- Nie jestem pewna... Chociaż... Zatańczmy. - Uśmiechnęłam się. Eddie ma gdzieś co ja czuję!
Skinął głową i poprowadził mnie w miejsce gdzie już dużo par tańczyło do muzyki.
- To jak się bawisz?- zapytał kładąc sobie moją rękę na ramieniu.
- Źle... Co ty odwalasz ?! - Krzyknęłam. Denerwował mnie. Nie mogłam się przyzwyczaić. Wolałam Rafaela! Nie tego... Ryana.
- Przychodzę  sobie na imprezkę by potańczyć z moją podopieczną.- odpowiedział obkręcając mnie.
- Ale po jaką cholerę zmienisz charakter i imię?!
- Nic nie zmieniam. Robię tylko dobre wrażenie. Chciałbyś żebym wszedł w ludzi w gangsterskim ubraniu i sztyletami?- zapytał a w jego głośnie zabrzmiała nutka arogancji i rozbawienia.
- Tak. Nie mogę się przyzwyczaić. - Odparłam.
- Oj tam. Jutro znów będę normalny.- obiecał.- Dzisiaj lekka zmiana.
- To dobrze. Lubię jak jesteś normalny. - Uśmiechnęłam się.
- A jako zwykły chłopak jestem zły?
- Nie, ale nie jestem przyzwyczajona. Denerwujesz mnie! Przystąpią się do Joy! - Krzyknęłam.
Wywrócił oczami.
- To ona na mnie leci ,ja tylko sprawiam jej przyjemność.
- To źle robisz! Ona musi być z Jeromem!
- Nie martw się, przecież nie rzuci go dla nieznajomego którego widziała raz i już więcej nie zobaczy.
- Ale... Eghh denerwujesz mnie! - Pożaliłam się. - A tak naprawdę to nie ty tylko Eddie.
- Wiem o tym.- zaśmiał się.
- Nie cierpię jak czytasz w moich myślach. - Mruknęłam.
- Oj nie marudź.
- Cicho... Nienawidzę cię, wiesz? - Zapytałam.
- Nie myślisz tak.- stwierdził .
- Ehh... Daj mi spokój. - Poprosiłam i wyrwałam się. Poszłam z powrotem do jadalni. - Jerry dawaj mi drinka. Mocnego!
Był już tak upity ze rozlewał wszystko co miało trafić do szklanek, a Eddie wcale nie lepszy siedział obok niego pod ścianą i wyglądał jakby miał zaraz zejść.
- Kochanie, chcę malinkę! Mocną! Jerry mi nie zrobi.
Chłopak skinął głową i wstał chwiejąc się.
- Która to?
Przez cale piec minut szukał właściwej butelki.
Westchnęłam. - Sama sobie zrobię.
- Mi tez coś zrób.- poprosił siadając z powrotem ma podłogę.
- Co? - Spytałam,kiedy skończyłam robić sobie drinka. Miał dziwna nazwę, "Zrobisz mi malinkę?".
- Czystą ci dam. Setkę? - Zapytałam.
- Pięćdziesiąt.- odpowiedział.- Więcej nie dam rady.
- Okey. - Odparłam. Nalałam wódki do kieliszka i podałam go chłopakowi.
- Boże, Eddie co ci jest?! - Krzyknęłam wyrywając mu kieliszek. Rzuciłam go na podłogę. Resztka wódki rozlała się po podłodze, a kieliszek się roztrzaskał.
Nikt jednak się tym nie przejął. Wszyscy bawili się dalej. Chłopak złapał oddech i oparł głowę o ścianę.
- Już nie pije.
- No raczej. Jesteś pijany! Mówiłam że cię nie zaciągnę do łóżka! Teraz sam będziesz wracał do pokoju i rano leczył kaca! - Krzyczałam. Może nie powinnam?
- Mhm.- mruknął zamykając oczy.
- Co jest? Mam ci coś przynieść? - Spytałam.
- Posiedzę sobie tu.
- Chcesz wody?
- Nie dzięki.
- Chodź. - Powiedziałam podając mu rękę. Pomogłam mu wstać. - Idziemy do pokoju. Jednak nie potrafię mieć cię gdzieś, tak jak ty masz mnie.
- Nie mam cie gdzieś. - zaprzeczył.
- Naprawdę? To po jaką cholerę mnie olewasz?! -Wydarłam się. - Nawet że mną nie zatańczyłeś! Musiałeś się tylko upić!
- Jeśli mam być szczery to staram się utrzymywać z tobą jak najmniejszy kontakt ,żebyś nie przywiązała się do mnie bardziej.- przyznał.
Łzy stanęły mi w oczach. - Bardziej się już nie da. Nie chce cię stracić!... A teraz spać! - Krzyknęłam popychając go na jego łóżko.
Mruknął coś nie zrozumiałego pod nosem i ułożył się wygodnie.
 - Dobranoc. - Powiedziałam układając się obok mojego chłopaka. Nie zamierzałam tam wracać. Nawet na petardy nie chciałam iść. Postanowiłam pilnować Eddiego. Połączenie przyjętego z pożytecznym. Kocham mojego blondaska i mała drzemka dobrze mi zrobi.
- Zostajesz?- zapytał po chwili.
- Nie wracam. Tam jest strasznie. Aż nie wierze, że to powiem... Wolę upitego ciebie. - Powiedziałam wtulając się w niego. Śmierdział alkoholem.
Odetchnął głęboko.
- Nie jestem znów taki upity.
- Ale śmierdzisz wódą. Całować cię nie będę. - Odparłam. - Dobranoc!
- Dobranoc.
Zasnęliśmy przytuleni do siebie. Miałam sen, przerażający sen. Otóż Eddie umarł, a ja ryczałam w kaplicy, gdzie byłam sama z jego ciałem. Było mi tak smutno. Z resztą komu by nie było? Byłam sama, miałam żałobę.
Obudziłam się z krzykiem przy okazji budząc tez Eddiego. Widząc ze wszystko z nim w porządku mocno go przytuliłam a on zdziwiony zapytał:
- Co się stało?
- Nic... Miałam straszny sen. - Odparłam wtulając się w niego. Mimowolnie łzy zaczęły mi spływać po policzkach.
- Opowiesz mi?
- Umarłeś... Nie umieraj! - Krzyknęłam.
- EJ ,przecież żyje.- pocałował mnie w czoło i westchnął.- Jeszcze.
- Nie mów tak! Nie chcę cię stracić!
- Wiem ,ze nie chcesz, ale to raczej  nieuniknione.
- Jeśli umrzesz ja się powieszę.- oznajmiłam.
 - Żeby było jasne. Nie powiesisz się! Nie przedawkujesz! Nie potniesz się! Nie skoczysz z mostu, ani nic podobnego! Masz żyć! W każdym momencie twojego życia ja będę z tobą. Będę się cieszył jak się uśmiechniesz. Będę szczęśliwy, że ty jesteś szczęśliwa. Jak będziesz miała chłopaka, który będzie cię kochał tak mocno, żeby ci się oświadczyć. Jak urodzisz dziecko. Jak doczekasz się wnuków. Jak będziesz piła herbatę na tarasie razem że swoim mężem. Nie umrzesz. Nie teraz, nie tu. Umrzesz jako staruszka w cieplutkim łóżku... A w złych momentach twojego życia będę starał się cię wspierać. Zapytasz mnie teraz dlaczego... Bo cię kocham. Kocham cię i jestem tak chory z miłości, że się czuję jak w przedstawieniu do Romeo i Julia. - Wyznał. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać.
- Przestań , proszę cie.- wychlipałam.
- Ja tylko nie mogę cię w żaden sposób pocieszyć i mnie to mega denerwuje. Tylko, że to co ci mówię to najprawdziwsza prawda. - Odparł blondyn. Jego ton głosu był przepełniony smutkiem.
Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 23 a impreza wciąż trwała.
- Chodźmy, do innych.- poprosiłam.
- Nie. Zostańmy razem. Chcę spędzić z tobą trochę czasu. - Wyjaśnił Eddie.
- Teraz ci nagle na tym zależy?
- Zawsze mi zależy. Jak możesz myśleć że nie?!
- Nie ważne,- mruknęłam.
- Czemu taka jesteś ? - Zapytał blondyn.
Nie odpowiedziałam mu. Nie miałam pojęcia co. W sumie nawet nie znałam powodu swojego zachowania.
- Jesteś oschła. Wciąż jesteś zła, że ci nie powiedziałem? - Spłatał. Niestety miał rację. Tylko może nie był am zła, a raczej smutna i dlatego taka byłam? Sama nie wiem.
- Może...ale to i tak nie ma znaczenia.
- To powiedz mi wszystko co ci leży na sercu... Przyjmę to na klatę. - Uśmiechnął się.
- Nie mam ochoty na gadanie.- burknęłam chowając twarz w poduszkę.
- Jak chcesz... To jak nie chcesz gadać to co robimy? Buziaki czy seks? - Uśmiechnął się żałośnie.
- Ani to ani to.
- Czemu nie chcesz całusa? - Zapytał Eddie z miną kota Shreka.
- Bo śmierdzisz wódką!
- Idę się wykąpać. Zaraz wracam. - Powiedział mój chłopak i wyszedł z pokoju zabierając wcześniej czyste ubrania.
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju.Po domu wciąż przechadzało się pełno ludzi.
Podeszłam do Mary. - Co tam?
- Spoko.- odpowiedziała spoglądając na mnie.- Gdzie byłaś? Joy cie szukała.
- Spałam u Eddiego. Co chciała? - Zapytałam. - Gdzie teraz jest?
- Pewnie przygotowuje fajerwerki na zewnątrz z Nathanem.
- Zabije gościa! Jerry ma jej pomagać! - Krzyknęłam idąc w stronę drzwi wejściowych .
Na schodach o mało co nie zderzyłam się z dozorcą.
- Co ty odwalasz Will?! - Wydarłam się. - Nie pomagają Joy! Jerome jej pomoże! Co z tego że jest pijany?!
- Rudasie, on nie rozróżnia dywanu od wody.- odpowiedział rozbawiony.
- Zjada dywany?!
- Nie ale mówi ze są mokre i zimne.
- Co za psychol! Nawet mój Eddie się tak nie upił. - Stwierdziłam. - Gdzie Joy?
- Wsadza petardy do butelek w ogrodzie.
- Sama?! Idę do niej. - Powiedziałam i wyszłam na dwór.
Szybkim krokiem pobiegłam za dom. Joy była tam sama.
- Pomogę ci. - Powiedziałam z uśmiechem.
- Hej. Szukałam cie.- odpowiedziała unosząc głowę znad butelki.
- Wiem, Mara mi wspomniała. Coś się stało? Spałam z Eddie'm u niego w pokoju.
- Nie ,wszystko w porządku. Ryan tylko kazał ci to przekazać.- sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła karteczkę zwinięta w dwie części.
Rozwinęłam ją i zaczęłam czytać "Pilnuj swojego chłopaka, coś się może zaraz stać...". Zatkało mnie. Normalny w świecie poker face.
- Joy ,muszę iść.- wyjąkałam i zaczęłam biec w kierunku domu.
Wpadłam jak burza do pokoju Eddie'go i to co zobaczyłam bardzo mnie przeraziło. Blondyn leżał na podłodze i w ogóle się nie ruszał. Nie miałam pojęcia co zrobić.  Czy zawołać pomoc czy zadzwonić na pogotowie...

Za wszelkie błędy przepraszam ,ale nie chciało mi się sprawdzać tego rozdziału do końca xD Pisałam go z moją Olą <33

Zapraszam na:

Peddie - http://spotkaniepolatach-peddie.blogspot.co.uk/
I wampirki - http://only-love-and-nothing-more.blogspot.co.uk/
Na prawdę zależy mi na waszych opiniach dotyczących tych dwóch blogów...

Patricia Miller

14 komentarzy:

  1. Matko co z Eddiem 'o' rozdział cudny i bardzo interesujący w każdej chwili czułam że może sie cos wydarzyc oby tak dalej !tylko niech eddie nie umiera ;__;

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się z anonimkiem powyżej EDDIE NIE MA UMIERAĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! GENIALNY ROZDZIAŁ<333333 \
    EDDIE NIE MA UMIERAĆ!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie Eddie nie umieraj!!!!!!!!!!!
    Tak a propo odkryłam w tym opowiadaniu tekst z Titanica ;) Zawsze i wszedzie go poznam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny po prostu *,* Aż się poplakalam przy wyznaniu Eddiego ... To takie smutne ;(( On nie może umrzeć PROSZĘ NIE RÓB NAM TEGO!!! Szybko next ;)) / Ola

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział !!!! Czekam na next !!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli zabijesz Eddie'go w twoich opowiadaniach zrobię to samo z tobą xdd Świetny rozdzialik i czekam na następny ( z niecieprliwością) Taki smutaśny ten rozdział, ale jakoś go przeboleję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ty zabójczynio ;________; Jak tylko go zabijesz to ja zabije ciebie. Nie wyżywaj się na Eddiem ....Ogólnie rozdzialik bardzo fajny, trzymający z napięciu, jestem tylko ciekawa kiedy dodasz next. A i tak n marginesie to ty na prawdę umiesz dobrze pisać...chyba już cię kiedyś o to pytałam ale zapytam jeszcze raz: Nie amsz w planach napisać książki?
    Pozdrawiam, Clementine

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały. Niech Eddie nie umiera, no ! Oddaj mi swój talent <3

    OdpowiedzUsuń
  9. ryczałam przy wyznaniu z Titanica
    i przy końcówce
    NIE UŚMIERCAJ GO PORSZEĘĘĘĘĘĘĘĘĘ

    OdpowiedzUsuń
  10. Tekst z Titanica i ja taka podjarana ;D
    Nie zabijaj Eddiego! Nie możesz! Może i byłby to fajny pomysł na Epilog, ale i tak nie możesz go zabić! A i taka informacja: wiem, gdzie mieszkasz xd
    Dobra, nie wiem, ale co tam XD znajdę Cię :)
    Ty i Ola macie taaaki duży talent, że chyba wam go ukradnę (wtf?) <333
    Na twoje nowe blogi zajrze w wolnym czasie :**
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

"Mówi się ,że potrzebna jest tylko jedna godzina by kogoś poznać ,jeden dzień by go polubić ,tydzień by się zakochać ,ale później wieczność by zapomnieć..."