One Shot - "Chcę cię z powrotem w moim życiu."

Spojrzałam na jaskrawe wskazówki zegara na drugim końcu pokoju. Wskazywały piętnaście po trzeciej rano. Westchnienie wydobyło się z moich ust. Tak było każdego dnia. Mój chłopak wychodził zanim jeszcze wróciłam z pracy i wracał pijany nad ranem ,a ja prawie wcale nie spałam. Położyłam się na kanapie w salonie ,przykrywając się aksamitnym kocykiem. Liczyłam, że chociaż na chwilę uda mi się przymknąć oko. Kiedy zapadałam w sen, głośny trzask drzwi skutecznie mnie z niego wybudził. Światło w salonie zapaliło się. Było tak jasne, że musiałam przetrzeć oczy wierzchem dłoni.
- Ja pierdole, czemu znów nie jesteś w łóżku? - Usłyszałam ostry głos blondyna zanim jeszcze go zobaczyłam. Chwiejnym krokiem wszedł do salonu ,po drodze opierając się o wszystko co możliwe. Usiadłam i oparłam obolałe plecy o poduszkę.
- Znów późno wróciłeś. - Westchnęłam. - I znów jesteś pijany.
Chłopak prychnął opierając ramię o framugę drzwi. Był bardzo pijany ,ale tym razem również wkurzony.
- Masz z tym jakiś kurwa problem? To moje życie! - Krzyknął ,przewracając lampę, która stała obok niego. Szkło roztrzaskało się na drobne kawałeczki. Wzdrygnęłam się ,mimo że byłam już do tego przyzwyczajona. Codziennie znosiłam jego wybuchy.
- Jestem jego częścią. - Odpowiedziałam, wiedząc że nie powinnam. Wiedziałam, że jeśli powiem coś wbrew niemu, znów wybuchnie. Zwłaszcza kiedy był pijany. No i tak się właśnie stało. To jaki wpływ miał na niego alkohol nie miało już znaczenia. Już wcale się nie chwiał, podchodząc do stołu tylko po to żeby zrzucić miskę z owocami i szklankę z sokiem na podłogę. Gula stanęła mi w żołądku. Czułam że nie mogę już tego znieść. Kochałam kogoś kto niszczył mi życie ,kogoś kto sam nie chciał być kochany.
Podczas gdy on zatracił się w swoim bezpodstawnym gniewie ,rozwalając wszystko co wpadło mu w ręce ,ja niezauważona podniosłam się i jednym susem znalazłam się w łazience. Przekręciłam zamek w drzwiach i oparłam się o nie plecami. Serce waliło mi jak oszalałe ,a moje nogi zaczęły się trząść. Osunęłam się na podłogę. Chciałam płakać ,ale łzy nie chciały płynąć. Może dlatego, że codzienny płacz je wykończył. Może nie dane było mi już płakać. Za drzwiami nadal słyszałam jak Eddie niszczy moje i pewnie też i swoje rzeczy. Przesuwając dłonią po miękkim dywaniku poczułam zimny przedmiot pod moją skórą. Podniosłam go i obejrzałam dokładnie. Kawałek przeźroczystego szła był dość ostry. Pewnie wpadł tutaj kiedy blondyn postanowił zbić lampę od swojej mamy. Przyglądając się kawałkowi szkła, moje myśli zaczęły przybierać coraz to bardziej desperackie wyjścia. Czy jeśli zrobiłabym coś sobie ,zaczęłoby mu w końcu zależeć? Czy zacząłby mnie kochać tak jak tego od dawna pragnęłam? Tak jak kochał mnie zanim zaczął mieć problemy? Zanim zdążyłam się powstrzymać ,ostry kawałek szkła przejechał po mojej delikatnej skórze ,a szkarłatna krew zaczęła spływać po moim nadgarstku. Bolało tylko trochę. Czułam...spokój. To było miłe uczucie. Już nie chodziło nawet o to, żeby mnie ocalił i znów zaczął kochać. Po prostu chciałam zniknąć. Chciałam, żeby już mnie tam nie było. Nawet jeśli Eddie znów zaczął myśleć racjonalnie i powiedział, że wszystko będzie dobrze i ,że mnie kocha ,nigdy nie wybaczyłabym mu tego co przez tyle czasu robił mi psychicznie. Nigdy nie wybaczyłabym mu ,słów które tak często padały z jego ust ,i tego jak czasami jego dłoń złączała się z moim policzkiem w bardzo nieprzyjemny sposób. Kiedy otrząsnęłam się z tych wspomnień ,moje nadgarstki były pokryte kilkoma cięciami, a na podłodze przede mną tworzyła się mała czerwona kałuża. Moje ręce zaczęły drętwieć ,tworząc drogę do moich ramion ,a potem reszty mojego ciała ,a kiedy to nastąpiło ,zobaczyłam tylko ciemność.
Idąc chodnikiem przyglądałam się dokładnie znajomemu widokowi po obu stronach ulicy. Od mojej próby samobójstwa ,mimo iż miałam 21 lat ,rodzice wywieźli mnie na drugi koniec miasta i pierwszy raz od dwóch lat zmusiłam się przyjechać do miejsca ,które kiedyś było moim domem. Byłam im za to wdzięczna. Tak samo jak i za psychologa ,którego widywałam kilka razy w tygodniu. Wyleczył mnie z potępienia ,w które wpadłam po obudzeniu się w szpitalu.
Stanęłam przed moją ulubioną kawiarnią. Tęskniłam za tutejszą mrożoną kawą z bitą śmietaną. Kiedy weszłam do środka natychmiast poczułam zapach ciasta i kawy. Usiadłam przy stoliku i poczekałam na kelnerkę. Po kilku minutach podeszła do mnie. Zamówiłam mój ulubiony napój i zapłaciłam jej od razu. Wyjrzałam przez okno ,a potem rozejrzałam się po kawiarni.
- Patricio, o boże! Co ty tutaj robisz? Nie, że nie chcę żebyś tutaj była ,ale nie widziałam cię od długiego ,długiego czasu! - Znajoma twarz Faye pojawiła się przed moimi oczami. Zaczęłam żałować ,że tutaj przyszłam. Nie chciałam z nikim rozmawiać ,ani żeby ktoś mnie rozpoznał.
- Cześć Faye. - Odpowiedziałam krótko bez wdawania się w szczegóły. Przyjrzałam jej się dokładnie. Poza inną fryzurą ,wyglądała niemal tak samo. Jej włosy były o wiele dłuższe ,i teraz kręciły się na końcach. Kiedyś były proste.
- Co tam u ciebie? - Brunetka usiadła na przeciwko mnie. - Słyszałam o tym co się stało...Martwiłam się o ciebie. Nie odbierałaś ,nikt nie chciał mi powiedzieć ,czy wyszłaś z tego cało.
- Nie chcę do tego wracać Faye. Wszystko jest już w porządku. Nie ma sensu się nad tym więcej użalać. - Mój ton okazał się o wiele bardziej ostrzejszy niż chciałam.
Faye wyprostowała się i przez chwilę nic nie mówiłam. Zaczęłam się bać ,że może niechcący ją jakoś obraziłam.
- Jest dzisiaj impreza u Emily. Pamiętasz ją? Powinnaś wpaść. Jak za starych dobrych czasów. - Uśmiechnęła się.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - Westchnęłam. - Ja nie... - Urwałam. Chciałam powiedzieć ,że nie przyjechałam tutaj ,żeby odnawiać stare znajomości ,ale to było oczywiste ,że tak się stanie. To było małe miasto. Poza tym ,co było złego w jednej imprezie ,z dziewczynami ,które kiedyś były moimi przyjaciółkami? - No, dobra.
- Super!- Pisnęła i wstając pociągnęła mnie za rękę na zewnątrz. Musiałam zapomnieć o mojej kawie.
- Dokąd idziemy? - Zapytałam starając się dotrzymać jej kroku. Kiedyś tak szybko mnie chodziła.
- Do Emily. Impreza zaczyna się za pół godziny.
Mimo ,że dotarłyśmy tam przed czasem ,dom Emily wypełniała już masa ludzi. Kilka twarzy było znajomych ,ale większości albo nie znałam ,albo po prostu nie pamiętałam.
- Patricio! - Usłyszałam ,a po chwili Emily uwiesiła mi się na szyi. - Gdzieś ty była!? Faye skąd ją wytrzasnęłaś?
- Spotkałyśmy się w kawiarni. - Brunetka uśmiechnęła się do Emily. Po woli wysunęłam się z jej uścisku.
- Miło cię widzieć. - Stwierdziłam ,mimo ,że wcale tak się nie czułam. Z jakiegoś powodu byłam zdenerwowana.
- Co u ciebie? Od momentu kiedy...- Zaczęła mówić ,ale jej przerwałam.
- Proszę nie wracaj do tego, to już nie ma znaczenia.
Zamknęła usta i skinęła głową.
- Napoje i przekąski są w kuchni. Rozgość się. - Powiedziała. Skinęłam głową i zostawiając je w tyle skierowałam się do kuchni. Chciałam się czegoś napić. W końcu Faye nie pozwoliła mi wypić mojej kawy.
Dom Emily wyglądał tak samo jak pamiętałam. Poza kilkoma drobiazgami ,takimi jak nowe figurki na półce ,nic się nie zmieniło. Bywałam tu kiedyś tak często ,że nawet takie małe różnice wpadały mi teraz w oko. Weszłam do kuchni. Blaty po obu stronach pomieszczenia były zapełnione jedzeniem i różnymi napojami. Zza pleców chłopaka ,który stał przede mną zauważyłam ,że nalewa sobie czerwoną oranżadę. W sumie też miałam na nią ochotę.
- Przepraszam. - Odchrząknęłam. - Mógłbyś też mi jej nalać?
Chłopak spojrzał na mnie przez ramie. Poczułam się tak jakby ziemia pod moimi nogami zaczęła się zapadać. Zapragnęłam ,żeby stąd zniknąć. Jego oczy wykazały znak rozpoznania i odwrócił się do mnie całym ciałem. Był ubrany w ciemne wytarte dżinsy ,i czarną koszulę rozpiętą do połowy. Na jego odkrytym torsie odbijał się srebrny wojskowy naszyjnik ,który pamiętam ,że zawsze miał na sobie. Jego włosy miały ciepły odcień blondu ,nieco jaśniejszy niż pamiętałam. Oczy były mleczno czekoladowe ,a usta...pełne i gładkie. Przełknęłam ślinę. Prawie nic się nie zmienił.
- Eddie. - Było to bardziej stwierdzenie ,niż przywitanie. Postarałam się uśmiechnąć ,ale wyszedł mi z tego jakiś grymas. - Cześć.
- Patricia. - Odpowiedział z westchnieniem ,unikając mojego spojrzenia. Nie chciałam rozmawiać z nim dłużej niż to było koniecznie. Wiedziałam ,że istniało ryzyko spotkania go ,ale miałam nadzieję ,że uda mi się tego uniknąć. - Wszystko u ciebie w porządku? - Zapytał powoli.
- Tak w porządku jak to tylko możliwe ,po tym co się stało. Tak. - Moja odpowiedź wyleciała z moich ust zanim zdążyłam ją zatrzymać. Nie chciałam mu niczego wypominać. W niczym to by nie pomogło. Przywiałoby tylko nie miłe wspomnienia sprzed dwóch lat ,które i tak już teraz zaczęły wypełniać moją głowę. Przestąpiłam z nogi na nogę. - A u ciebie? - Postarałam się o nieco łagodniejszy ton.
- W porządku. - Odpowiedział rozglądając się po pomieszczeniu ,jakby szukał pretekstu ,żeby skończyć ze mną rozmowę. Przesunęłam się schodząc mu z drogi i podeszłam do blatu nalać sobie oranżady. Dopiero po chwili zorientowałam się ,że nie odpowiedziałam na to co powiedział ,ale kiedy odwróciłam się w jego stronę kuchnia była pusta. Nie wiedziałam co miałam o tym myśleć. Z jednej strony cieszyłam się ,że blondyn postanowił nie robić tej rozmowy jeszcze bardziej niezręcznej i ją zakończył ,ale z drugiej strony liczyłam na coś więcej z jego strony. Choćby żałosne "przepraszam" ,które uważałam ,że był mi winien.
Zanim zdążyłam o tym pomyśleć ,podjęłam szybką decyzję ,żeby za nim iść. W wejściu do kuchni wpadłam na Faye.
- Tutaj jesteś! - Wykrzyknęła wyraźnie z ulgą. - Szukałam cię. Długo szykowałaś sobie picie.
- Sorki. - Wymamrotałam starając się dostrzec blondyna znad jej ramienia. - Widziałaś może Eddiego? - Zapytałam niewinnie.
- Eddiego?! - Wrzasnęła. - Zwariowałaś? - Zapytała chwytając mnie za ramie i prowadząc na kanapę w salonie. - Po tym co ci zrobił go szukasz?
- Widziałam go w kuchni. - Przyznałam. - Chciałam z nim tylko porozmawiać. Nic w tym złego. - Wzruszyłam ramionami podnosząc się.
- Nie widziałam go. - Odpowiedziała krótko odwracając wzrok. Nie potrafiłam powiedzieć czy mówiła prawdę ,ale postanowiłam na nią nie naciskać. Jeśli skłamała to miała swoje powody. Chodź by takie jak uprzedzenie do blondyna po tym co stało się dwa lata temu.
Rozglądając się uważnie po pomieszczeniu ,starałam się znaleźć znajomą blond czuprynę w tłumie ludzi. Prawda była taka ,że od momentu ,kiedy obudziłam się w szpitalu dwa lata temu ,nie potrafiłam posłać tego co się stało w zapomnienie. Chciałam wyjaśnienia ,przeprosin ,czegokolwiek ,co tylko on mógł mi dać ,żebym mogła w końcu ruszyć z moim życiem do przodu i zostawić to co się stało w tyle.
Wbiegając do góry po schodach niemal na niego nie wpadłam. Stał na szczycie z kimś kogo rozpoznałam jako Jake'a McCourtney'a - jego najlepszego przyjaciela ,ale nie kłopotałam się z tym ,żeby się z nim przywitać.
- Musimy pogadać. - Powiedziałam na jednym wydechu kiedy oboje spojrzeli na mnie. Przeszłam obok niego i weszłam do pokoju Emily mając nadzieję ,że jest pusty. Rozejrzałam się po wnętrzu. Wyglądał tak samo jak go pamiętałam. Ściany nadal miały kolor zielony ,a wszystkie meble idealnie wpasowywały się z odcieniami czarnego i białego.
- O czym chcesz rozmawiać? - Głos blondyna wyrwał mnie z zamyślenia i podskakując odwróciłam się w jego stronę.
Zamknął drzwi i oparł się o nie. Nagle poczułam się tak jakby powietrze uciekło z pokoju ,a ściany zaczęły się przybliżać. Ostatni raz ,kiedy byłam z nim sam na sam ,niezbyt dobrze się to skończyło.
- Dobrze wiesz. - Odpowiedziałam niemal szeptem patrząc na wszystko oprócz niego. Chciałam ,żeby to znajome otoczenie jakoś wsparło mnie na duchu. Nie chciałam się czuć tak jakbym była w niebezpieczeństwie.
 -Wolałbym nie wracać do przeszłości. - Stwierdził podchodząc do okna. Obserwowałam uważnie każdy jego krok. Zauważyłam też ,że zaciskał zęby ,co w jego wypadku znaczyło ,że jest zestresowany.
- Przeszłości? - Prychnęłam. - Może dwa lata ,wystarczy dla ciebie ,żeby postawić coś jako "przeszłość" ,ale dla mnie nie, biorąc pod uwagę to ,że prawie przez ciebie odebrałam sobie życie! - Krzyknęłam rzucając w nim lampką Emily ,którą miałam pod ręką. Dopiero po chwili zorientowałam się ,co zrobiłam ,kiedy szkło rozbiło się o ścianę ,kilka metrów przed blondynem. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Myślę ,że musisz się uspokoić. - Powiedział powoli ,robiąc kilka ostrożnych kroków w moim kierunku.
- Zamknij się ,nienawidzę cię! - Wiedziałam ,że straciłam nad sobą kontrolę ,ale nie obchodziło mnie to ,ani to ,żeby spróbować się uspokoić. Zasłużył na to ,żeby wiedzieć jak się czułam. Zasłużył na to wszystko. Zanim się zorientowałam ,kilka przedmiotów z szafki obok mnie leciało już w kierunku blondyna. Odsunął się z miejsca ,w którym stał pozwalając im rozbić się o ścianę.
- Nie ranisz mnie tylko Emily. - Powiedział ,ale nie słuchając go podniosłam kolejny przedmiot. Podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstki. - Słyszysz?! - Podniósł głos. - To rzeczy Emily nie moje. Ona będzie cierpieć nie ja. Przestań. - Upuściłam przedmiot na podłogę ,krzywiąc się na siłę z jaką blondyn trzymał moje nadgarstki, Chłopak zauważył to i poluźnił uścisk. Wyrwałam mu się i zaczęłam walić pięściami w jego klatkę piersiową.
- To wszystko twoja wina! Zniszczyłeś mi życie ,a ja cię kochałam ! - Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Blondyn zamknął mnie w żelaznym uścisku ,kiedy tylko moje dłonie spowolniły tempo ,w którym go uderzały. Próbowałam się wyrwać ,ale siła i złość jakie nagle się we mnie pojawiły ,zaczęły już znikać ,pozostawiając tylko smutek i łzy. Moja głowa opadła bezwładnie na jego tors. Zamknęłam oczy próbując się uspokoić.
- Wiem ,że to moja wina. - Westchnął opierając podbródek na czubku mojej głowy. - To i tak nic już nie zmieni ,ale przepraszam... - Odsunęłam się od niego ,żeby spojrzeć mu w twarz. Uśmiechnął się lekko ,ale ten uśmiech nie dosięgnął jego oczu. - Naprawdę mi przykro.
Podniosłam ręce i oplotłam nimi jego szyję ,przyciągając go bliżej siebie ,żeby mnie przytulił. Schowałam twarz na jego ramieniu ,nadal łkając cicho. Blondyn objął mnie i nie odzywając się już ,dał mi tyle czasu ile potrzebowałam ,żeby się uspokoić.

- Chcę cię z powrotem w moim życiu. - Powiedział blondyn bawiąc się skrawkiem swojej koszuli. Siedzieliśmy oparci o ścianę w pokoju Emily. Żadne z nas nie chciało wracać na jej imprezę.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Możesz mieć mnie z powrotem ,ale tylko jako koleżankę. - Spojrzałam na niego. - Nie chcę jeszcze raz wchodzić do tej samej wody. Wiesz jak to się ostatnim razem skończyło.
- Zmieniłem się ,Pat. - Odwzajemnił moje spojrzenie z nową determinacją w oczach. - Po tym jak wyjechałaś ,poszedłem do psychologa. Już nie piję ,ani się nie wściekam. Jestem normalny. Drugi raz bym cię tak nie zranił. Daj mi szansę.
- Dałam ci już wiele szans ,Eddie..- Zaczęłam ,ale mi przerwał.
- Ale tym razem to co innego. Tym razem naprawdę wziąłem się za siebie. - Naciskał.
Westchnęłam spuszczając wzrok. Sama nie wiedziałam czego chciałam i co czułam do tego chłopaka siedzącego obok mnie. Nie wiedziałam czy chciałabym spróbować z nim być jeszcze raz ,być jego koleżanką ,lub w ogóle nie mieć z nim kontaktu. Nagle poczułam się tak jakbym miała zaraz zacząć się dusić.
- Muszę już iść. - Stwierdziłam ,podniosłam się i wyszłam z pokoju zanim mógł mnie zatrzymać. Zbiegając po schodach oglądałam się kilka razy ,ale blondyn nie wyszedł za mną. Wpadłam na Emily.
- Pat! Hej ,gdzie byłaś? - Zapytała i uśmiechnęła się.
- Ja...Przepraszam. Stłukłam kilka twoich rzeczy w twoim pokoju. Mieliśmy małą sprzeczkę z Eddiem ,wszystko ci odkupie... - Zaczęłam ,ale przerwała mi Faye która podeszła do nas.
- Emily twoja impreza jest okropna. Nie obraź się.
Blondynka uśmiechnęła się smutno i wzruszyła ramionami.
- Ja chyba już pójdę. Źle się czuję. - Skłamałam przytulając je na pożegnanie mimo protestów Faye.
- Ale dopiero wróciłaś! Mogę chociaż twój numer? - Zapytała. Skinęłam głową pozwalając zapisać jej go w telefonie i pokierowałam się w kierunku drzwi.
Kiedy wyszłam na zewnątrz wiatr natychmiastowo obwiał moją twarz sprawiając ,że poczułam się trochę lepiej. Zapięłam kurtkę pod szyję i pokierowałam się w stronę hotelu ,w którym zostawałam. Usłyszałam za sobą trąbienie ,a po chwili obok mnie stanął znajomy czarny kabriolet. Chłopak za kierownicą ściągnął okulary przeciw słoneczne i uśmiechnął się do mnie szeroko.
-  Może panią podwieźć? - Zapytał.
- Brad? - Uśmiechnęłam się podchodząc do samochodu. Otworzyłam drzwi i usiadłam do środka. - Co tu robisz?
- Mógłbym zapytać cię o to samo. - Zaśmialiśmy się w tym samym momencie. Znałam Brada od piaskownicy. Nasze mamy kiedyś się przyjaźniły ,co znaczyło ,że spędzaliśmy ze sobą wiele czasu. Do momentu tego co się stało 2 lata temu ,byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
- Postanowiłam odwiedzić stare śmieci. - Wyjaśniłam, kiedy ruszyliśmy. Skinął głową uśmiechając się.
- Miło cię znowu widzieć. Zniknęłaś tak nagle. - Spojrzał na mnie kątem oka. W jego spojrzeniu widziałam ,że chciał powiedzieć więcej ,że wiedział co się wydarzyło ,ale przemilczał to ,za co byłam mu wdzięczna.
- Odwiedzałam Faye i Emily. - Powiedziałam pomiędzy mówieniem mu ,w którą stronę ma jechać. - Zostaje w hotelu na kilka dni.
- A mnie miałaś zamiar odwiedzić? - Zapytał zatrzymując się na światłach.
- Tak ,tylko nie wiedziałam jak do ciebie dotrzeć. Dobrze ,że sam mnie znalazłeś.
Zaśmiał się
- Do kiedy zostajesz?
- Do końca tygodnia.
Skinął głową ,po czym spojrzał na mnie.
- W takim razie może chciałabyś jutro gdzieś razem wyskoczyć? Mój kolega zaprosił mnie do siebie na drinka i kilka gier w pokera. Będzie też kilku innych znajomych. Faye i Emily również. Chcesz dotrzymać mi towarzystwa ?
- Hm...jasne. - Uśmiechnęłam się. - To tu. - Powiedziałam widząc znak hotelu ,w którym się zatrzymywałam. Brunet zaparkował samochód i odwrócił się do mnie.
- To do zobaczenia jutro. Podjadę po ciebie o 5.
Skinęłam głową.
- Jasne. Do zobaczenia. - Wysiadłam ze samochodu i odprowadziłam go wzrokiem dopóki nie zniknął za zakrętem.
Spoglądając w lustro wyprostowałam falbanki na mojej czarnej spódniczce i ułożyłam fale spadające na moje ramiona ,w nieco ładniejszą kompozycję. Kiedy stwierdziłam ,że wyglądam w miarę ładnie ,popsikałam się moim ulubionym perfumem. Spojrzałam na zegarek. Właśnie wskazywał piątą. Chwyciłam moją torebkę i wyszłam z pokoju. Uśmiechając się grzecznie do recepcjonistki ,wyszłam na zewnątrz. Brad czekał już na mnie ,opierając się o swój śliniący kabriolet. Podeszłam do niego i przytuliłam się go. Tęskniłam za nim i za czasami kiedy zawsze mogłam na niego liczyć. Odsunął się ode mnie po chwili i uśmiechnął się.
- Gotowa?
Skinęłam głową ,a on otworzył dla mnie drzwi od samochodu. Wsiadłam do środka.  Zajął miejsce obok mnie i włączył radio.
- Wszystko u ciebie w porządku? - Zapytał.
- Jasne.- odpowiedziałam zdobywając się na uśmiech. Nie wiedziałam dlaczego ,ale trochę się denerwowałam. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Brunet nucił cicho piosenki w radiu ,co zdumiewająco ,zrelaksowało mnie.
Chłopak zaparkował samochód przed nie znaną mi wcześniej kamienicą i wysiadł. Otworzyłam drzwi i zrobiłam to samo.
- Jesteśmy na miejscu? - Zapytałam rozglądając się dookoła. Na pewno nie znałam tego miejsca.
- Jesteśmy. - Odpowiedział wyciągając do mnie rękę. Złapałam ją i pozwoliłam mu się poprowadzić. Weszliśmy do środka. Brunet zapukał do pierwszych drzwi po prawo. Otworzył nam wysoki szatyn ,którego byłam pewna ,że nie znałam.
- Cześć Brad. - Uśmiechnął się do bruneta ,a później do mnie i wpuścił nas do środka.
- Blake ,to Patricia. Moja przyjaciółka. - Przedstawił mnie chłopak.
- Domyśliłem się. - Blake uśmiechnął się szerzej. - Dużo o niej opowiadałeś.
Poczułam ,że się czerwienie. Spojrzałam na Brada i uśmiechnęłam się lekko. Poszliśmy wzdłuż korytarza i weszliśmy do pokoju ,który wyglądał jak salon.Nagle brunet zatrzymał się.
- W sumie to...Chodź Patricio ,pójdziemy gdzieś indziej. - Cofnął się zakrywając mnie własnym ciałem. Zmarszczyłam czoło.
- Czemu? - Zapytałam próbując stanąć na palcach ,żeby zobaczyć co się stało znad jego ramienia ,ale nie udało mi się to. Wyszłam zza jego pleców i próbowałam przejść obok niego ,ale zatrzymał mnie wyciągając rękę. Na końcu pokoju zobaczyłam Eddiego ,który dopiero zauważył mnie i Brada. Jego spojrzenie spotkało się z moim. Nie wiedziałam czy mam się uśmiechnąć ,czy posłuchać bruneta i pozwolić mu się wyprowadzić. Blondyn podszedł bliżej.
- Co ty tu robisz do cholery? - Zapytał mnie ,po czym spojrzał na Brada. - I to w dodatku z nim?
- Nie zbliżaj się do niej. - Warknął brunet. - Dosyć zła wyczyniłeś.
- Nie zbliżaj się do niej? - Prychnął Eddie zerkając na mnie. - Ona ma prawo sama zdecydować czy chce ,żebym się do niej zbliżał czy nie.
- Zostaw ją w spokoju! Nie pamiętasz co jej zrobiłeś?! Ty skończony dupku ! - Krzyknął Brad i zanim się obejrzałam uderzył blondyna w twarz. W mgnieniu oka oboje zaczęli się szarpać. Przyglądałam się im ,zastanawiając się co mogę zrobić. Przełknęłam głośno ślinę i podeszłam do Eddiego łapiąc go za rękaw.
- Eddie. - Pociągnęłam go lekko. - Eddie proszę zostaw go. Przestań !  - krzyknęłam i dopiero wtedy zwrócił na mnie uwagę. Blake złapał Brada za ramiona i odciągnął go na bok. - Chodź. - z całej siły pociągnęłam blondyna za sobą do kuchni. Obejmując jego rękę ,czułam jak cały czas trzęsie się z wściekłości.
- Zabije go. - warknął odwracając głowę w stronę salonu. Złapałam go mocniej.
- Nie. Proszę zostaw go. Bądź tym mądrzejszym. Spójrz na mnie. - Poprosiłam odwracając się do niego przodem. Spojrzał na mnie. Z jego brwi toczyła się stróżka krwi. - Opatrzę cię.
Chciał zaprotestować ale się powstrzymał. Odwróciłam się do niego tyłem w poszukiwaniu apteczki.
- Tutaj. - blondyn wskazał na czerwone pudełko na jednej z półek.
- Dzięki. - Sięgnęłam po nie i usiadłam na blacie ,żeby znaleźć się na jego poziomie. Podszedł bliżej mnie i zamknął oczy. Opierając wciąż drżące dłonie ,po obu moich stronach pozwolił mi oczyścić swoją ranę i przykleić na nią plaster.
- Przepraszam. - Powiedziałam w końcu przerywając cisze. - Nie wiedziałam ,że tu będziesz.
Westchnął.
- To ja...przepraszam. Nie powinienem mu pozwolić się sprowokować. - Zacisnął powieki. Odłożyłam wacik na blat i złapałam jego drżące dłonie. Otworzył oczy i spojrzał na mnie zmartwiony.
- Jest ok. Zdarza się. - Uśmiechnęłam się do niego lekko. - Uspokój się...Nie zrobisz mi krzywdy ,pamiętasz? Zmieniłeś się. Pozwoliłeś mi odciągnąć cię od bójki ,nigdy wcześniej to się nie wydarzyło. Widzę ,że jesteś inny...Lepszy. - Puściłam jego dłonie i położyłam swoje na jego policzkach. - Podoba mi się to. - Przyznałam.
Uśmiechnął się lekko kładąc dłonie na moich biodrach. Już nie drżały.
- Czy mogę...
- Pocałować mnie? - Dokończyłam za niego z nerwowym śmiechem. Czułam motylki w brzuchu i mrowienie w stopach, coś czego nie czułam od bardzo dawna. Dłonie które złączyłam za jego szyją przysuwając go bliżej do siebie ,nigdy wcześniej mi się nie pociły. Rozszerzyłam uda pozwalając mu stanąć pomiędzy nimi. Oplotłam go nogami w pasie. Dłonie ,które trzymał na moich biodrach znów zaczęły drżeć ,ale tym razem wiedziałam ,że jego podenerwowanie wykazywało te same uczucia ,które ja czułam.
Spojrzałam w jego czekoladowe oczy ,którymi zahipnotyzował mnie od razu. Przypomniał mi się pierwszy raz ,kiedy się poznaliśmy. Brad zapoznał mnie z nim na imprezie w klubie. Byliśmy lekko pijani. Po kilku dość intymnych tańcach ,wylądowaliśmy w toalecie. Kiedy złożył pierwszy delikatny pocałunek na moich ustach ,pijana czy nie ,wiedziałam ,że to osoba ,z którą chciałam spędzić resztę życia.
Wracając do rzeczywistości ,dopiero po chwili zorientowałam się ,że ciągnąc go za włosy ,ciężko oddycham pod namiętnymi pocałunkami jakie zostawiał na moich ustach ,szyi i dekolcie.

Obudziłam się następnego ranka z obrazem Eddiego w moim umyśle. Poprzedni dzień zdecydowanie należał do jednego z najlepszych od dość długiego czasu. Nie byłam pewna czy z Bradem było wszystko w porządku. Po tym jak wyszliśmy z Eddiem z kuchni ,Blake powiedział mi ,że Brad opuścił imprezę. Nie miałam jego numeru ,ani nie wiedziałam gdzie teraz mieszka ,więc nie miałam ,żadnego sposobu skontaktowania się z nim.
Mój telefon zawibrował na stoliku nocnym obok mnie. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po niego spodziewając się się wiadomości od Eddiego ,ale na wyświetlaczu pojawił się numer Faye. Odczytałam wiadomość. Zapraszała mnie do kawiarni ,w której się spotkałyśmy. Odpisałam jej mówiąc ,że za godzinę tam będę ,i podniosłam się z łóżka ,żeby zacząć się szykować.
Wciągnęłam na siebie zwykłe dżinsy ,podkoszulek i trampki ,a następnie udałam się do łazienki ,żeby umyć zęby i nałożyć lekki makijaż ,po czym związałam włosy w kucyka.
Po czterdziesto-pięcio minutowej jeździe do kawiarni ,spowodowanej przez korki ,w końcu zaparkowałam samochód na zewnątrz. Weszłam do środka i spostrzegłam Faye siedzącą w najdalszym końcu sali. Podeszłam do niej i przywitałam się.
- Słyszałam o tym co się wczoraj stało. - Powiedziała ,kiedy usiadłam na przeciwko niej. - Chcesz o tym pogadać?
Wzruszyłam ramionami.
- Raczej nie ma o czym. Brad przesadził i tyle.
- Próbował cię chronić..- Zaczęła ,ale przerwałam jej kręcąc głową.
- Wszyscy musicie zrozumieć ,że nie jestem jajkiem. Co się stało ,to się stało ,ale już minęło. Doceniam to co próbujecie dla mnie zrobić,ale naprawdę sama potrafię sobie poradzić.
Chciała odpowiedzieć ,ale powstrzymała się. Jej uwagę przyciągnęło coś za mną. Spojrzałam w stronę ,w którą patrzyła i dostrzegłam Eddiego ,z Jakiem i Emily.
- Zaraz wracam. - Powiedziałam do brunetki ,podnosząc się. Wyszłam na zewnątrz i podeszłam do nich. Tak szybko jak się uśmiechnęłam ,tak szybko uśmiech zniknął z mojej twarzy. Ostry zapach trawki sprawił ,że prawie zaczęłam się dusić. Nie zwracałam uwagi ani na blondynkę ,ani na Jake'a ,tylko na Eddiego ,który dostrzegł mnie dopiero ,kiedy wziął joint'a do ust. Podeszłam na tyle blisko ,żeby stwierdzić ,że białka jego oczu były nieźle zaczerwienione.
- A więc to tak się teraz odstresowujesz? - Zapytałam. Blondyn był tak naćpany ,że chwilę zajęło mu rozpoznanie mnie. Wyciągnął joint'a z ust i podał go Jake'owi. Brunet wraz z Emily odeszli od nas zaalarmowani.
- Pat ja... - Zaczął bełkotliwie ,ale podniosłam
dłoń każąc mu być cicho.
- Nie chcę słyszeć twoich wyjaśnień. Wiedziałam ,że twój spokój był zbyt piękny ,żeby był prawdziwy. Nie kontrolujesz siebie sam ,kontrolują cię narkotyki. - Powiedziałam odwracając się. Próbował złapać mnie za rękę ,ale się wyszarpałam. - Nie dotykaj mnie ,zostaw mnie w spokoju. - Niemal zaczęłam biec do samochodu. Wskoczyłam do środka i ruszyłam z piskiem opon. Ocierając łzy spływające po mojej twarzy ,wierzchem dłoni ,postanowiłam zatrzymać się w hotelu po moją walizkę ,i wracać z powrotem do moich rodziców.
Wzięłam głęboki oddech ,wąchając tulipany ,które mama zasadziła na przodzie domu. Spędzałam wolne popołudnie wyrywając w nich chwasty. Moją uwagę przyciągnął nieznajomy mi samochód ,który właśnie wjechał na podjazd. Szyby były przyciemnione ,więc nie widziałam ,kto był w środku. Nie wiedziałam ,że moi rodzice spodziewali się kogoś. Podniosłam się z zamiarem przywitania się z gościem. Drzwi czarnego BMW otworzyły się ,a ze środka ,ku mojemu zdziwieniu ,wysiadł Eddie.
- Co ty tutaj robisz?! - Krzyknęłam podchodząc do niego. - Jak mnie tutaj znalazłeś?!
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Też miło cię widzieć. Przyjechałem pogadać z twoimi rodzicami, są w domu? - Zapytał ,kierując się do wejścia. Zaczęłam iść za nim ,próbując jakoś go zatrzymać ,ale nie wychodziło mi to zbyt dobrze.
- Z moimi rodzicami? Oni cię nienawidzą! W ogóle to dlaczego? O co ci do cholery chodzi?
Zignorował moje pytania i wszedł do środka nie kłopocząc się ,żeby zapukać.
- Eddie! - Poszłam za nim ,czując ,że jeżeli zaraz stąd nie pójdzie to źle to się skończy.
- Pani i Panie Williamson! - Zawołał stając w holu.
- Eddie musisz stąd iść. - Powiedziałam stanowczo ,ale mój ojciec już wychodził z salonu ,a moja matka schodziła po schodach. Mój ojciec zmarszczył czoło,
- Młodzięńcze ,co ty tutaj robisz?
- Panie Williamson ,chciałbym prosić pana o swoje błogosławienie ,gdyż chcę poprosić pana córkę o rękę.
- Co ?! - Krzyknęłam nie wierząc własnym uszom. Mój ojciec wyglądał na równie zdziwionego. Moja matka uśmiechnęła się lekko.
 Eddie podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.
- Wiem ,że znowu zawaliłem z tymi narkotykami...,ale one naprawdę nie są powodem ,dla którego jestem spokojny. Naprawdę się zmieniłem. Dla ciebie przestanę brać narkotyki ,zrobię cokolwiek zechcesz tylko proszę daj mi tą ostatnią szansę ,bo wciąż cię kocham. - Puścił moje dłonie ,wyciągał czerwone pudełeczko z kieszeni i klęcząc na jedno kolano otworzył je. Moim oczom ukazał się diamentowy pierścionek. - Proszę cię wyjdź za mnie.
- Nie! - Wybuchnęłam ,nawet nie kłopocząc się z namysłem. Popatrzył na mnie przez chwilę marszcząc czoło.
- Właśnie ,że tak !
- Nie!
- Tak !
- Nie!
Podniósł się i spojrzał mi w oczy.
- Wybaczyłaś mi to co się stało. Jeśli mi ufasz, to proszę uwierz mi ,i pozwól mi zrobić cię najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi ,Patricio. Wiem ,że ty też mnie wciąż kochasz. Nie walcz z tym.
Westchnęłam ,czując znajome mi ciepło na sercu. Jeśli nie spróbuję to się nie dowiem ,pomyślałam.
- No dobrze. - Powiedziałam wyciągając do niego rękę. Uśmiechnął się szeroko i wsunął pierścionek na mój palec. Przyjrzałam się mu czując motylki w brzuchu. Blondyn położył dłonie na moich policzkach każąc mi spojrzeć na niego.
- Kocham cię. - Szepnął. - Dziękuje ,nie spieprzę tego tym razem.
Skinęłam głową i uśmiechnęłam się lekko.
- Ja też cię kocham. 
Chłopak odwzajemnił mój uśmiech i odetchnął tak jakby usłyszenie tych słów zdjęło ciężar z jego ciała.
Słyszałam protesty mojego ojca i uspokajające słowa mojej matki ,ale miałam wrażenie jakby były one w oddali. Nic innego poza Eddiem w tym momencie się nie liczyło. Przysunęłam się do niego czując mój ulubiony zapach jego perfumu.
 W milczeniu ,wpatrywaliśmy się w siebie. Dotknęłam kciukiem jego miękkich warg ,gubiąc się w jego głębokim spojrzeniu. Po chwili nasze usta złączyły się w pełnym miłości pocałunku. Zamknęłam oczy czując jak blondyn się uśmiecha. Jego silne ramiona objęły mnie w pasie. Zarzuciłam ręce na jego szyję. Nasze ciała złączyły się. Stwierdziłam ,że pasowały do siebie idealnie ,każde zaokrąglenie wypełniało drugie ,i w tym momencie wiedziałam ,że spędzę z nim resztę mojego życia. 




Wystąpili: 
Patricia

Eddie

Brad

Blake

Emily

Faye

Jake
Pani Williamson

Pan Williamson


No i jest. Od mojego ostatniego posta ogłaszającego pojawienie się one shota minęło dość dużo czasu ,no ,ale w końcu udało mi się go napisać. Zdaję sobie sprawę ,że pewnie mało ludzi tutaj już wchodzi i ,że mało ludzi go przeczyta ,ale ci co jeszcze odwiedzają tego bloga ,mam nadzieje ,że wam się podobało moje emeryturowe dzieło haha xD Ktokolwiek to przeczyta proszę o komentarz ,żeby wiedzieć ile ludzi tutaj jeszcze zagląda haha

Buźka ;*

Alexis

Hej hej

Nie wiem czy ktoś jeszcze zaglada na tego bloga, ale jesli tak to dajcie mi znac w komentarzu bo po tak dlugim czasie rozwazam napisanie moze jednego one-shota. Sorki za bledy ale pisze na szybko z telefonu. Buzka ;*

♥ Epilog ♥

No więc tak ,myślałam ,że uda mi się jeszcze dokończyć jakoś ten sezon ,ale prawda jest taka ,że zupełnie nie mam na to czasu ,ani w sumie ochoty ,więc...już wcześniej napisałam kawałek epilogu ,bo miałam na niego pomysł ,i jakimś cudem udało mi się go dzisiaj skończyć ,więc ,łapajcie:

Siedziała sama jak palec w swoim pokoju. Oparta o drzwi ,siedziała na podłodze. Łzy wypływały z jej oczu jedna za drugą , zostawiając czarne smugi rozmazanej maskary na jej policzkach. Czuła się rozbita. Nie miała już nic. Nie chciała dłużej żyć. Straciła kogoś kogo kochała nad życie ,kto był sensem JEJ życia. Teraz już go nie było. Odszedł i nie wróci. Na samą myśl o tym ,płacz dziewczyny jeszcze bardziej się nasilał. Ciche chlipanie ,zamieniało się w głośne łkanie. Wiedziała ,że płacz w niczym jej nie pomoże. Chciała przestać. Podnieść się i spróbować żyć dalej ,ale nie mogła. To wszystko było silniejsze od niej. Emocje wzięły górę. Wydawało się ,że rozpacz będzie teraz jedynym jej zajęciem ,że już nigdy nie podniesie się po tej stracie.
Okno otworzyło się ,a podmuch zimnego wiatru wpadł do pokoju smagając twarz brunetki ,co spowodowało ,że jeszcze mokre policzki zdawały się zamarzać. Zadrżała. Wstając ,wolnym krokiem podeszła do okna i zamknęła je. Obejmując się rękoma by było jej cieplej odwróciła się w stronę reszty pomieszczenia ,z zamiarem ponownego podejścia do drzwi. Nagle kartki na jej biurku spadły na podłogę. Tak po prostu. Stojąc na samym środku ,po prostu jakby zostały zepchnięte. Dziewczyna rozejrzała się.
Raptownie jej serce zaczęło bić szybciej. Czuła go. Czuła jego obecność. Czy to było możliwe? Mógł być teraz z nią w pokoju?
- Eddie? - Szepnęła ,wciąż świdrując pokój wzrokiem ,jakby spodziewała się w końcu natknąć na niego. Jakby spodziewała się go zobaczyć. - Jesteś tu? 

Jakby w odpowiedzi ,kolejny arkusz kartek spadł na ziemię. Brunetce ,aż zabrakło powietrza. Kaszlnęła kilka razy przypominając sobie jak się oddycha. Był tutaj. W tym pokoju. Z nią. Ale nie widziała go ,nie mogła  poczuć jego dotyku ,nie mogła usłyszeć ,nawet jeśli to była ostatnia rzecz na ziemi ,o której ośmieliła się teraz marzyć. 
- Eddie ,tęsknię za tobą. - Wyjąkała nadal rozglądając się po pokoju. Niestety ,łzy w jej oczach zaczęły lecieć na nowo. - Chcę ,żebyś znowu tutaj był. 
Musiała wyglądać jak idiotka mówiąc do siebie ,zdawała sobie z tego sprawę. Jednak miała nadzieję ,że chłopak ją słyszy. 
- Chcę znów się do ciebie przytulić ,poczuć jak się o mnie troszczysz ,całujesz... - Rozpłakała się. Na samą myśl o tym ,że już nigdy nie będzie miała szansy na zobaczenie się z ukochanym znów się rozpadła. Opadła na podłogę ,obok rozrzuconych kartek. Na białym papierze ,tuż obok jej ręki zaczął pojawiać się czarny napis. Jakby ktoś właśnie go pisał. Dziewczyna przetarła oczy ,wytężając wzrok ,by móc go przeczytać. 

Jest tyle rzeczy ,jakie chciałbym ci teraz powiedzieć. Ale jedyne co musisz teraz wiedzieć to, to ,że cię kocham i nigdy nie przestanę...

Napis zaczął się rozmywać i niestety poczucie jego obecności zaczęło opuszczać brunetkę. Pozwoliła ,żeby fala łez znów wylała się na jej policzki.
- Nie zostawiaj mnie. - Wyłkała. Poczuła panikę. Żegnał się z nią? Już na dobre? To znaczyło ,że już nigdy nie będzie go przy niej? - Proszę ,nie zostawiaj. - Powtórzyła. Jej głos się załamał ,znów wypełniała ją rozpacz. - Potrzebuję cię. - Jej słowa były niemal błaganiami. Nie dbała o to czy robi z siebie idiotkę czy też nie. Czy ktoś ją słyszy. Liczył się tylko on. Nawet jeśli już zniknął ,ona mówiła dalej.  - Eddie ,proszę cię...Błagam...Nie zostawiaj mnie.
Kolejna fala łez wypłynęła z jej oczu i już nie mogła nic powiedzieć. Gardło paliło ją od nasilającego się łkania. Straciła go. Była pewna. Odszedł...

Patricia obudziła się. Była cała mokra. Pot lał się z jej czoła. Nie wiedziała co się dzieje. Przecież nie śniło jej się nic takiego. Czuła się jakby jej serce miało zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Wszystko nagle pojawiło się w jej głowie. Pamiętała wszystko. Wszystko co wydarzyło się pomiędzy nią ,a Eddiem ,a co teraz wydawało się tak odległe. Wszystko wróciło. Wszystkie wspomnienia i wszystkie uczucia ,które sprawiły ,że poczuła mrowienie na swoim ciele. Raptownie zerwała się z łóżka nie zwracając uwagi na nic. Wyszła z pokoju i zbiegła po schodach. Dom był już zapełniony domownikami ,jednak brunetka nie widziała tego ,kogo szukała.

- Trudy ,widziałaś Eddiego? - Zapytała ,kiedy weszła do kuchni ,i zastała tam tylko opiekunkę. Kobieta ,pokręciła głową ,a rudowłosej od razu wydało się ,że może to wszystko co wydarzyło się po śmierci Amerykanina ,również było tylko snem ,a smutna rzeczywistość jest taka ,że nie ma tutaj Eddiego ,a Jessy nigdy tak naprawdę nie istniał. 
Wybiegła z kuchni i jeszcze raz dokładnie sprawdziła każde pomieszczenie. Kiedy już upewniła się ,że chłopaka nie ma w domu ,miała zamiar wyjść na zewnątrz ,ale otwierając drzwi ,stanęła twarzą twarz właśnie z nim. Uniosła wzrok i spojrzała na niego ,a jej serce zabiło szybciej. Jasna skóra ,ciemne brązowe oczy ,blond włosy ,ułożone w charakterystyczną dla niego fryzurę ,skórzana kurtka...wszystko było na miejscu. Wyciągnęła niepewnie rękę ,żeby go dotknąć. Cała drżała. 
- Eddie... - wyszeptała łamiącym się głosem. Opuszkami palców przejechała po jego torsie. Naprawdę tam był. Stał przed nią ,i przyglądał jej się uważnie ,lekko marszcząc czoło. - Boże. Eddie. - Zarzuciła mu ręce na szyje i mocno się do niego przytuliła. - Nie zostawiłeś mnie. - Kilka łez spłynęło po jej policzkach. Nie mogła powstrzymać się od płaczu. - Wróciłeś. - Od razu zrobiło jej się ciepło ,kiedy blondyn wciąż jednak lekko zaskoczony ,odwzajemnił jej uścisk. 
- Pamiętasz? - Zapytał krótko ,a ona odsunęła się by spojrzeć mu w twarz. Otarła łzy ,widząc jego powagę.
- Tak. Wszystko. - Odpowiedziała cicho. Niespodziewanie ,uśmiechnął się do niej ,swoim najpiękniejszym uśmiechem ,a ona nie mogła powstrzymać się od tego ,by nie odpowiedzieć mu tym samym. - Nie mogę uwierzyć ,że tu jesteś. - Stanęła na palcach i położyła dłonie na jego policzkach. Przez chwilę gładziła je ,jakby sprawdzała czy na pewno jest prawdziwy.  Spojrzała w jego hipnotyzujące oczy ,które teraz patrzyły na nią z troską ,po czym pocałowała go.  Czuła się tak jakby wszystko dookoła niej zaczęło wirować. Motylki dziko latały w jej brzuchu ,a na jej twarz wylały się rumieńce. Liczył się teraz tylko on ,nic więcej. Odwzajemnił jej gest ,obejmując ją mocno w talii. Miłość ,tęsknota i namiętność ,które oboje czuli ,zmieniła ten niewinny ,delikatny pocałunek ,w coś o wiele więcej. Ich języki walczyły o dominację ,smakując siebie nawzajem...Kiedy w końcu oderwali się od siebie, oboje musieli uspokoić oddechy. Rudowłosa oparła swoje czoło o czoło blondyna i westchnęła. 
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. 
Uśmiechnęła się pod nosem.
- Wiem. - Jednak po chwili spoważniała. - Obiecaj mi coś. 

- Co takiego? 
- Że będziemy razem ,bez względu na to co się stanie. Już zawsze.
Eddie złapał jej dłonie, mocno je ściskając ,po czym na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Obiecuję. 

Znów rzuciła mu się na szyje i pocałowała... I tak miało być już zawsze. W głębokich marzeniach ,ich miłość miała się nigdy nie skończyć ,mieli skończyć szkołę ,pobrać się ,mieć dwójkę rozkosznych dzieciaków i razem się zestarzeć. Szczęście ,miało im już zawsze sprzyjać ,a wszystkie przykrości ,które do tej pory ich spotkały ,miały przepaść w zapomnienie. Nie wiem jak wy ,ale ja im tego życzę.

Alexis

♥ Rozdział 6 "Jesteś moja ,rozumiesz? Masz trzymać się od niego z daleka." ♥

Słońce już zdążyło dotknąć zenitu. Świeciło jasno ,na błękitnym niebie ,które pokrywały białe ,puszyste chmury. Drzewa kołysały się delikatnie ,pod wpływem ledwie odczuwalnego wiatru.
Rafael odetchnął głęboko ,napawając się chłodem ,który smagał jego bladą twarz. Blondyn szedł obok Eddiego i od czasu ,do czasu przyglądał się chłopakowi. Wyglądał na dość zamyślonego ,zamkniętego w świecie własnych myśli i problemów. Nie miał nawet pojęcia ,że Rafael towarzyszył mu przez cały czas ,kiedy po 3 lekcji postanowił się zerwać. Czasami bycie niewidzialnym ,było plusem. Obserwując człowieka ,który nie wie o tym ,że jest obserwowany ,pomagało Waylandowi lepiej go poznać.
Po niemal godzinie ,bezcelowego chodzenia po lesie ,Eddie postanowił wrócić do domu Anubisa. Rafael z ulgą podążył jego śladem.
- Co tak wcześnie? - Zaciekawił się Nathan ,kiedy Amerykanin przechodził obok jego gabinetu ,by dostać się do swojego pokoju.
- Zerwałem się. - Mruknął chłopak ,nawet się nie zatrzymując. Bez zbędnych wyjaśnień zniknął za drzwiami schodów ,na strych.
Kiedy znalazł się w pokoju ,rzucił torbę w kąt i rzucił się na łóżko. Rafael westchnął ciężko ,przysiadając na  łóżku Patrici ,skąd miał dobry widok na Millera.
- Zachowujesz się jak zombie. - Odezwał się w końcu ,dając mu do zrozumienia ,że jest obecny w pokoju.
- Spadaj stąd Rafael. - Burknął w odpowiedzi ,nawet nie spoglądając za siebie.
- Teraz wszystkich będziesz tak traktował? Tylko dlatego ,że jesteś nieszczęśliwy?
- A co? Mam udawać ,że jesteś tu mile widziany? - Zerknął na Rafaela ,podniósł się i podszedł do niego. - O tak ,Raf. Chodź pogadamy o tym jak głęboko siedzę w gównie. - Usiadł obok niego i objął go ramieniem. - To taki zabawny temat. Pośmiejmy się razem. No dalej. - Sarkazm w głośnie Millera ,był również widoczny na jego twarzy.
Rafale odsunął go od siebie ,kręcąc głową. Zanim jednak zdążył otworzyć usta i powiedzieć mu co myśli ,jego uszu dobiegły kroki.
Drzwi do pokoju otworzyły się ,a do środka weszła rudowłosa.
- A co ty robisz na moim łóżku? - Zapytała podejrzliwie patrząc ,zimnym spojrzeniem na Eddiego. Nie widziała Rafaela ,który teraz podniósł się i przeszedł pokój ,by usiąść na parapecie. Miller również go nie widział. Rozejrzał się zdezorientowany zanim ,spojrzał na Patricie.
- Ja...Sorki. - Blondyn wstał i zdenerwowanym gestem, przeczesał włosy palcami. Wayland ze zdziwieniem zauważył ,że jego podejście i zachowanie gwałtownie się zmieniło, kiedy tylko dziewczyna pojawiła się w pokoju.
Kilkoma szybkimi krokami ,znalazł się przy biurku i usiadł na krześle.
- Co ty tu w ogóle robisz tak wcześnie? Przecież są lekcje. - Zauważyła Patricia siadając na łóżko. Cały czas ,czujnie spoglądała na blondyna ,który teraz wzruszył ramionami włączając swojego laptopa.
- Mógłbym zapytać cię o to samo. - Odparł ,szybkim ruchem wystukując hasło na klawiaturze.
- Czasami lubię powagarować.
- A więc mamy coś wspólnego.
Dziewczyna już się nie odezwała. Wyciągnęła książkę z szuflady swojej szafki nocnej i usiłowała skupić się na czytaniu kolejnych rozdziałów ,jednak głosy dochodzące z laptopa Eddiego ,skutecznie ją rozpraszały.
- Co tam oglądasz? - Zapytała w końcu ,podnosząc się. Podeszła do chłopaka i oparła się o oparcie jego krzesła. Zerknął na nią przez ramię i wziął głęboki oddech. Taka odległość pomiędzy nimi ,już powodowała ,że jego serce biło szybciej.
- Jakąś komedie. - Odpowiedział ,przenosząc wzrok na monitor ,laptopa.
- Jest choć trochę śmieszna?
Rafael obserwował ,jak po chwili oboje parsknęli śmiechem.
- Może jeszcze nie wszystko stracone. - Powiedział na głos ,uśmiechając się pod nosem. Znów usłyszał narastający odgłos kroków ,zbliżających się do pokoju. Po chwili do środka wszedł Jessy.
Patricia z Eddiem zerknęli na niego ,a ich śmiech natychmiast ucichł.
- Co ty tu robisz tak wcześnie? - Zapytała rudowłosa.
- Odwołali nam lekcje. - Odpowiedział brunet ,patrząc na Eddiego ,który zamknął laptopa i podniósł się. - Chciałem spędzić z tobą trochę czasu.
- To ja was zostawię. - Powiedział Miller ,kierując się do wyjścia. Minął Jessiego i wyszedł z pokoju. Rafael pomyślał ,że może powinien iść z nim ,ale czuł ,że powinien zostać w pokoju na wszelki wypadek. Po wyrazie twarzy Honeycutta ,widział ,że chłopak raczej nie jest zadowolony.
- Co tu z nim robiłaś? - Zapytał unosząc znacząco brew.
- Oglądaliśmy film. - Wzruszyła ramionami siadając na miejsce gdzie jeszcze chwile temu ,siedział Eddie. - To chyba nic złego ,prawda?
- Super się razem bawiliście ,co?
- O co ci chodzi? To tylko film.
- Teraz film ,później spacer ,uśmiechy ,rozmowy ,randka... - Z każdym słowem ,robił krok w jej kierunku. Teraz stał przy jej krześle. Dziewczyna zmarszczyła czoło ,zdumiona.
- Jessy o czym ty mówisz? Przecież to tylko mój współlokator ,oglądaliśmy tylko film ,ja go nie... - Zaczęła ,ale chłopak nie dał jej skończyć. Kciukiem i palcem wskazującym ,złapał mocno za jej policzki i postawił ją na nogi.
- Jesteś moja ,rozumiesz? Masz trzymać się od niego z daleka. - Jego ton głosu był przepełniony groźbą ,patrzył gniewnie w jej przerażone oczy. Nigdy nie myślała ,że chłopak mógłby tak się zachować.
Rafael patrzył z szeroko otworzonymi oczami ,jak brunet puszcza ją gwałtownie ,a ona bezwładnie opada na krzesło oddychając ciężko. Zmierzył ją jeszcze lodowatym spojrzeniem ,po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.

CDN...

Tak ,wiem ,wiem dodaje te rozdziały raz na rok ,ale no nie mam zbytnio czasu na pisanie ,ale też wena nie zbyt mi dopisuje. Wiem ,też że niektórych ludzi nudzi już ta historia. Dla was mam dobrą wiadomość. Ten sezon jest ostatnim sezonem tej historii. Dociągnę może ją do jakichś 30 rozdziałów ,potem dam Epilog ,który już nawet napisałam ,i już więcej nie będziecie musieli wchodzić na ten blog. :3
Nie wiem kiedy pojawi się następny i przepraszam że ten wyszedł taki krótki xD

Papa :*

Alexis

♥ Rozdział 5 "Ale mnie pocieszyłeś." ♥

Było już dobrze po pół nocy ,kiedy wróciłem do domu. Nie cały dom jednak ,był pogrążony we śnie. Z pokoju chłopaków, wciąż dobiegały rozmowy. Wszedłem po schodach na samą górę. Nathan również ,nie spał ,ale nie zauważył mnie ,kiedy przechodziłem ,obok jego gabinetu ,by pokonać resztę schodów. Znalazłem się na strychu i powoli wszedłem do pokoju. O dziwo ,Patricia spała ,była pogrążona w głębokim śnie ,a Jessiego nie było obok niej.Ściągnąłem kurtkę i buty ,po czym usiadłem na krańcu mojego łóżka. Wiedziałem ,że nie zasnę nawet jeśli bym chciał więc nie próbowałem nawet się położyć.Zamiast tego przyglądałem się spokojowi na twarzy dziewczyny. Wyglądała tak jakby nie nurtowały ją żadne problemy...Bo może ich nie miała? Może w końcu była szczęśliwa ,nie pamiętając o niczym co kiedyś miało miejsce? O mnie i o tym co razem przeszliśmy...Nie chciałem dopuścić do świadomości ,tego ,że ona może mnie nie potrzebować. Wiem...To było egoistyczne. Powinienem po prostu pozwolić jej żyć swoim życiem ,ale tak cholernie ją kochałem ,że ból jaki czułem za każdym razem kiedy patrzyła na mnie w nijaki sposób ,był wręcz nie do zniesienia. W tym momencie chciałem podejść do niej ,ucałować jej czoło i zobaczyć jak uśmiech pojawia się na jej twarzy ,kiedy to robię ,ale nie mogłem. Mogłem tylko użalać się nad sobą ,jak robiłem to teraz. Nic więcej mi nie pozostało. Nie miałem siły na więcej.
Moje poliki były mokre ,kiedy przetarłem twarz dłońmi. Nawet nie wiem ,kiedy łzy zaczęły wypływać z moich oczu. Przecież nie chciało mi się płakać ,ale teraz raczej to nie ja decydowałem o własnym poczuciu.

Ranek nastał szybciej ,niż można się było spodziewać. Nie zmrużyłem oka tej nocy. Przez cały czas siedziałem na brzegu łóżka i wpatrywałem się w dziewczynę ,więc zdziwiłem się gdy do pokoju zaczęły wpadać pojedyncze promyki słońca. Po raz pierwszy zainteresowałem się godziną. Zerknąłem na zegarek i westchnąłem ciężko. Była 6 rano. Za godzinę wszyscy zaczną wstawać ,by szykować się do szkoły. Poderwałem się z miejsca i niemal machinalnie wciągnąłem na siebie mój mundurek ,który wisiał nietknięty w szafie. Czułem się w nim dziwnie. Niby nosiłem go już tyle czasu ,zanim znalazłem się w przyszłości ,ale czułem się jakbym miał go na sobie po raz pierwszy. Wygładziłem materiał dłonią ,zarzuciłem na ramię torbę ,która od dwóch dni leżała spakowana obok łóżka ,i wyszedłem z pokoju. Normalnie to nie byłem uczniem ,który przychodziłby do szkoły kilka godzin przed czasem ,lecz świadomość ,że miałbym jeść śniadanie z całą tą chmarą ,motywowała mnie ,żebym się po prostu ulotnił. Wziąłem z kuchni jeszcze jakiegoś rogalika ,który pewnie i tak nie zaspokoi mojego głodu ,ale to lepsze niż spędzenie całego dnia o pustym żołądku.

Duże ,bordowe drzwi szkoły były otwarte ,ale kiedy wszedłem do środka ,nie słyszałem nic ,oprócz echa jakie wydawały moje kroki. Na korytarzu nie było żywej duszy. Pewnie nawet nauczyciele ,jeszcze nie przyjechali ,ale ktoś musiał tu być skoro ,szkoła była otwarta. Może woźny..? Idąc powolnie zaglądałem do każdej klasy. Przez małe szybki na drzwiach ,było widać dokładnie całe pomieszczenia. Nic się nie zmieniło. Wszystko stało na tym samym miejscu. Stanąłem przed szafką ,która kiedyś należała do mnie. Należała teraz do Jessiego. Przejechałem palcem po naklejce z imieniem i zacisnąłem dłoń w pięści. Gwałtownie odwróciłem się na pięcie i podszedłem do Gabinetu dyrektora ,znajdującego się na końcu korytarza. Bez ani chwili wahania ,zapukałem do drzwi. Nie spodziewałem się ,że ojciec będzie w środku ,więc kiedy usłyszałem ciche "proszę" ,nieco się zdziwiłem. Mimo to ,wszedłem do środka.
- Edison. - Mój ojciec siedział na swoim fotelu z długopisem w ręku. Również wyglądał tak samo.Na jego twarzy malowało się teraz wielkie zaskoczenie. Odchrząknął. - Nie wiem czy wiesz ,ale lekcje zaczynają się o 8. Jak widzisz nikogo jeszcze nie ma w szkole. Jest dopiero po 6.
- Wiem o tym. - Mruknąłem siadając w krześle na przeciwko niego.
- A więc ,co cię do mnie sprowadza? - Zapytał składając ręce na biurku.
- Chcę porozmawiać. - Odpowiedziałem ,chociaż moje intencje były zupełnie inne. Nie chodziło tylko o spytanie ojca ,jak się ma i o inne pierdoły. Chodziło o coś zupełnie innego.
- Słucham. - Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie ,a jego policzki pokryły małe zmarszczki. Był już stary ,to było widać ,ale szczerze mówiąc ,nigdy nie zainteresowałem się ile ma lat. Nie wiedziałem nawet ,kiedy ma urodziny.
- Chciałem podziękować ci ,za to ,że mnie tutaj sprowadziłeś. Bardzo podoba mi się w domu Anubisa.
Moje słowa zrobiły na nim dość duże wrażenie. Pochylił się nieco ,marszcząc czoło.
- Ale...to twoja matka desperacko chciała ,żebyś tu przyjechał. Twierdziła ,że sobie z tobą nie radzi ,a po ostatniej bójce w szkole ,kiedy cię wyrzucili  ,wolała wysłać cię tu ,niż do poprawczaka.
Ciężko było mi ukryć zdziwienie. Zawsze myślałem ,że to ojciec chciał ,żebym był bliżej niego ,że chciał mieć ze mną lepszy kontakt. A moja matka? Serio ,brała pod uwagę wysłanie mnie do poprawczaka? Byłem aż tak złym synem?
- Cóż... - Zacząłem po dość długiej pauzie. - Mam nadzieję ,że tutaj się poprawie.
- Tak ,oby nie było z tobą żadnych problemów ,synu. Pamiętaj ,nauka ,nauka i jeszcze raz nauka. Skup się teraz na tym ,nie na dziewczynach ,bójkach i zabawie.
Skinąłem głową jakbym zgadzał się na to wszystko ,ale chyba wiadome było ,że nauka ,w tej sytuacji jest na ostatnim miejscu? Miałem inne ,ważniejsze sprawy ,lecz ojciec nie musiał o nich wiedzieć.
- A właśnie ,przypomniałem sobie.- Przybrałem poważny wyraz twarzy. Od zawsze potrafiłem kłamać. - Spotkałem ,pana Washingham ,kiedy wchodziłem do szkoły. Prosił ci przekazać ,że musi pilnie z tobą porozmawiać i coś ci pokazać.
- Teraz? - Mój ojciec był tak łatwowierny...Już podnosił się z fotela.
Skinąłem głową.
- Lepiej się pośpiesz.
Niemal wybiegł z biura ,zostawiając mnie samego. O to mi właśnie chodziło. Poderwałem się z krzesła i przeszukałem szufladę ,w której wiedziałem ,że trzyma dokumenty wszystkich uczniów. Potrzebowałem tylko jedną. Jessy Honeycutt. Teczka z jego imieniem leżała ,prawie ,że z daleka od innych. Otworzyłem ją i zacząłem przeglądać wszystkie wypisane tam informację.
- Pojawił się tutaj 21 sierpnia. Dzień ,w którym umarłeś. - Usłyszałem za sobą ,znajomy mi głos. Zanim jednak zorientowałem się ,że to Rafael ,spiąłem każdy mięsień w moim ciele. Spojrzałem na blondyna ,stojącego obok okna ,niemal ,że z ulgą. Zapomniałem już ,że jestem na niego cholernie zły.
- Więc to znaczy ,że po prostu jest nowym mną? - Zapytałem zamykając teczkę. Schowałem ją z powrotem do szuflady. Ojciec mógł wrócić w każdej chwili.
- No właśnie nie ,bo ty żyjesz ,więc on w żaden sposób cię nie zastępuje.
- Nie ,tylko chodzi z moją dziewczyną ,ma moją szafkę i mieszka w pokoju ,w którym ja mieszkałem. - Mruknąłem poirytowany ,siadając na krześle. Teraz miałem pełen widok na chłopaka. Cień ,rzucany ,przez założony kaptur ,zakrywał górną część jego twarzy.
- Generalnie tak...Można powiedzieć ,że jest drugim tobą. - Stwierdził pomyślnie ,na co ja wywróciłem oczami.
- Ale mnie pocieszyłeś.
W tym samym momencie do gabinetu wrócił mój ojciec ,a Rafael zniknął z mojego pola widzenia.
- Z kim rozmawiałeś? - Spytał siwowłosy mężczyzna marszcząc czoło. Przyglądał mi się badawczo ,a ja wybuchnąłem trochę nerwowym śmiechem.
- Wiesz tato...Kiedy jestem sam i kiedy mi się nudzi ,gadam do siebie. - Wyjaśniłem. Skinął głową siadając w swoim fotelu.
- Też tak czasami robię. - Przyznał. No wiem ,dlatego o tym mówię...
- I jak ? Porozmawiałeś z panem Washingham? - Zapytałem niby to od niechcenia.
- Nie...nie mogłem go nigdzie znaleźć.
Bo tak na prawdę go tu nie było. Z trudem udało mi się powstrzymać rozbawienie.  Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Ojciec przyglądał się mi ,a ja jak gdyby nigdy nic ,udawałem zafascynowanego jego firankami na oknie.
- Wiesz ,co tato? Chyba już pójdę.- Powiedziałem w końcu ,a on tylko skinął głową. Czemu mnie to nie zdziwiło...Wstałem ,pożegnałem się z nim i wyszedłem. Kiedy spojrzałem na zegarek ,który prawie zawsze nosiłem na prawym nadgarstku ,zdziwiłem się. Czyżby ten czas tak szybko upłynął? Za kilka minut zaczynały się lekcje ,a ja dopiero teraz zauważyłem ,że korytarz powoli zaczął wypełniać się uczniami.

CDN...

A więc powracam po wakacjach ,z lekkim opóźnieniem oczywiście ,z nowym rozdzialikiem dla was ! Nie miałam pojęcia co w nim napisać ,więc długo się nad nim męczyłam ,i i tak nie wyszedł tak jak chciałam. Nic się w nim nie dzieje i jest po prostu nudny...No ,ale nic. Sami zdecydujcie! :D

Alexis

♥ Rozdział 4 "Wolałbym być teraz martwy ,niż musieć przechodzić to wszystko co się teraz dzieje!" ♥

Drzwi z hukiem zamknęły się za mną, kiedy zbiegłem po schodach i wyszedłem z domu. Chciałem znaleźć się jak najdalej od tego budynku. Jak najdalej od tego miejsca. Nie wiedziałem gdzie dokładnie  idę. Po prostu przed siebie. Wieczór był zimny ,a krople deszczu muskały moją skórę i ubranie. Nie obchodziło mnie to czy zmoknę albo czy się przeziębię. Priorytetem było znaleźć się w miejscu oddalonym od Anubisa. Nic więcej się teraz nie liczyło. W głowię ciągle widziałem obraz Patrici i Jessiego ,całujących się na łóżku. Mimo wszelkich prób pozbycia się go z mojej podświadomości ,ciągle to mnie wracał. Przyśpieszyłem ,jakby to miało mi pomóc i uciec od problemów.
- Eddie! Ej! Stary ,spokojnie! - Rafael pojawił się przy moim boku ,a ja zacząłem iść jeszcze szybciej ignorując go. - Nie możesz się tak zachowywać!
W tym momencie stanąłem i odwróciłem się do niego. Pierwszy raz wyglądał na dość przejętego.
- Jak się zachowywać?! - Wykrzyczałem. - Nie robię nic złego ,to ty biegasz dookoła ,spodziewając się ,że to co robisz wyjdzie każdemu na dobre! Ale nie! Ty nie pomagasz! Ty niszczysz.
Coś w jego twarzy drgnęło ,jakby moje słowa go trafiły.
- Tak właśnie. Zniszczyłeś mi życie ,Rafael! Myślisz ,że jestem ci wdzięczny ,że dzięki tobie żyję dalej?! Jeśli tak to się mylisz. Wolałbym być martwy ,niż musieć przechodzić to wszystko ,co się teraz dzieje! Zrobiłeś najgorszą możliwą, głupotę ,wskrzeszając mnie.
- Nienawidzisz mnie. - Stwierdził krótko patrząc gdzieś w bok. Kropelki deszczu ,spływały po jego skórzanym kapturze ,kiedy odwrócił głowę.
- Masz rację. Nienawidzę cię. Szczerze ,cię nienawidzę. Żałuję ,że cię kiedykolwiek poznałem. - Powiedziawszy to ,odwróciłem się i zostawiając go ,w osłupieniu ,zacząłem iść dalej. Może i trochę przesadziłem ,ale ta świadomość zaczęła do mnie przychodzić ,kiedy ochłonąłem. Mimo to ,nie żałowałem swoich słów ,ani tego ,że mogłem go zranić. To co powiedziałem ,było prawdą ,a on powinien się dowiedzieć ,kim dla mnie jest. Bezdusznym ,stróżem ,czy za co on siebie tam uważa.  Usiadłem w ciemnym parku. Nikogo już tutaj nie było. Moje myśli ,były zajęte rozmyślaniem. Co miałem teraz zrobić? Jak uporać się z tym wszystkim? Tylko jedno ,przychodziło mi teraz do głowy.

CDN...

Hejoszka! No więc ,przepraszam ,że rozdział dodaję tak późno ,ale jestem teraz na wakacjach ,no i nie mam zbytnio dostępu do kompa. Ten rozdział ,napisałam wczoraj w nocy ,siedząc z kuzynką. Przepraszam ,że jest krótki ,no ale niestety na nic więcej nie było mnie stać. Nie wiem czy do końca miesiąca coś się jeszcze pojawi.
Ps/ Dodałam Jessiego do stronki z Bohaterami.
Życzę wam miłych wakacji.
Papa :*

Alexis

♥ Rozdział 3 "Chyba na prawdę nie wiesz ,jakim uczuciem ją darzę. ♥

Słońce zdążyło już zajść. Na ciemnym niebie nie było żadnej chmury ,więc wieczór był dość chłodny. Właśnie wracałem ze spaceru. Nie miałem zbytnio ochoty na kolację ,więc wyszedłem tylko jak Trudy ogłosiła że czas na posiłek. Miałem mętlik w głowie. Zdążyłem się dowiedzieć ,że moja siostra Bella zdążyła już pobrać się z Masonem ,bratem Patrici. Oboje wyjechali by zamieszkać razem. Ciężko było mi ukryć ,że to dla mnie szok. Myślałem ,że pojawiłem się w czasie ,gdzie wszystko się cofnęło ,a nie poszło do przodu. W sumie trochę źle mi z tym było. Nie miałem pojęcia jak dużo czasu mnie ominęło. Wiedziałem tylko ,że przegapiłem ślub mojej siostry i to jak niektórzy ludzie z Anubisa lądują w związkach  ,jak na przykład Jake i Amanda. Nigdy nie pomyślałbym ,że tych dwoje kiedykolwiek miało się ku sobie, no, ale cóż. Pozory mylą.
- Eddie! - Usłyszałem za sobą znajomy mi głos. Jednak nie miałem zamiaru się zatrzymać ,ani nawet zwolnić. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Nie teraz. - Uważaj! Chodzisz po biednych insektach! Patrz pod nogi!
Wywróciłam oczami. Chłopak strasznie mnie wkurzał. Nigdy nie potrafił być choć troszkę poważny.
- Daj sobie spokój Rafael. - Mruknąłem nie patrząc za siebie. Nawet przyśpieszyłem ,ale Wayland z łatwością dotrzymał mi kroku. Zerknąłem na niego kątem oka. Jak zwykle był ubrany na czarno , a dwa sztylety wystawały zza jego pleców. Dziś jednak nie miał na głowie kaptura. Jego jasne ,blond włosy niedbale sterczały wokół jego głowy.
- Wiem ,że jesteś zły. Przepraszam ,że nie wyjaśniłem ci co jest grane.
Westchnąłem. Czy on mnie właśnie przeprosił? On?! Wow. Mimo tego ,że pewnie te słowa były szczere ,milczałem. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Nie miałem nawet pojęcia co powiedzieć.
- Oj no daj spokój ,przecież wszystko da się jeszcze odkręcić.
Prychnąłem stając w miejscu. Z oczami pełnymi złości spojrzałem na Rafaela ,który również przystanął.
- Odkręcić?! - Usłyszałem swój podniesiony głos. Rafael aż zamrugał ,zaskoczony moim wybuchem. - Gdybyś nie wiedział nikt mnie nie pamięta! Moja dziewczyna ma innego chłopaka! A mnie ma za psychicznego! - Wykrzyczałem. Nie obchodziło mnie czy ktoś mnie oglądał. Pewnie widząc ,że krzyczę do nikogo ,również uznaliby że coś ze mną nie tak. Ale nie dbałem o to.
- Przestań ,znajdziesz sobie kogoś innego. - Zapewnił mnie blondyn ,a ja poczułem niebywałą chęć by go uderzyć. Zacisnąłem ręce w pięści.
- Chyba na prawdę nie wiesz ,jakim uczuciem ją darzę. - Powiedziałem dość spokojnie ,przez zęby. - Ale czego się dziwię. Jesteś pusty ,nie zrozumiałbyś nawet co to miłość ,gdyby ktoś dał ci ją na tacy.
Po tych słowach nie zważając na niego ,odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem pokierowałem się do domu.
W środku było cicho ,każdy pewnie siedział już w swoim pokoju. Ściągnąłem kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku ,po czym poszedłem na górę. Bez słowa wszedłem do pokoju ,który dzieliłem z Patricią. Dziewczyna siedziała na swoim łóżku i była zajęta czytaniem jakiegoś magazynu.
- Siema myszo! Co czytasz? - Spytałem. Byłem ciekawy jej reakcji na moje powitanie...
- Nie odzywaj się do mnie. - Mruknęła przewracając stronę w gazecie. Po chwili jednak spojrzała na mnie ,z oczami pełnymi gniewu. - Jak tyś mnie nazwał?!
- Mysza... Jesteś strasznie wrażliwa, wiesz?
- O ile sobie przypominam ,to nie jestem szara ,nie mam długiego ogona i dużych uszu ,kretynie.
- Myszy mogą być białe, a murzynem nie jesteś.,
- A mam futerko?! Nie! No właśnie!
- Nie, ale masz takie malutkie włoski na rękach i na głowie.
- Stul twarz!
- Jasne... Patricia Gaduła Mysz Williamson! Tak będę cię nazywał..
Dziewczyna prychnęła. Wiedziałem ,że cholernie ją denerwuję ,no ale cóż. Sięgnęła po słuchawki i wsadziła je do uszu. Postanowiłem na razie więcej jej nie nękać. I tak w końcu za jakiś czas jej przejdzie i będzie po staremu.Usiadłem na swoje łóżko. Nie wiedziałem co mam zrobić. Przyglądając się brunetce ,stwierdziłem ,że brakuję mi jej dotyku. Tak bardzo chciałem teraz podejść do niej ,przytulić ją ,pocałować ,ale to nie było dobrym pomysłem. Bałem się pomyśleć co by sobie wtedy o mnie pomyślała.
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Jessy. - Siema ludzie, co robicie?
Patricia ściągnęła słuchawki i wstała.
- Jessy! - Pisnęła przytulając się do niego. Czułem się zazdrosny ,cholernie zazdrosny. - Zabierz mnie od tego człowieka!Proszę cię!
- Co jej zrobiłeś? - Spytał grobowym tonem. Po chwili jednak się roześmiał. - Daj spokój, Patty.
- Nie chcę z nim mieszkać. On mnie denerwuje!
- Chcesz mieszkać ze mną?
O nie! No chyba was porąbało! Chciałem zaprotestować ,jednak ugryzłem się w język.
- Chciałabym ,ale Nathan się nie zgodzi. Wiesz ,że bierze układ pokojów na poważnie. - Odpowiedziała mu dziewczyna. Serio byłem aż taki zły ,że chciała uciekać do tego wieśniaka?!
- W takim razie zostajesz z Eddiem...
- Nie lubię cię. - Mruknęła, po czym odwróciła się do mnie. - Ciebie też nie. - Dodała i podeszła do łóżka by po chwili na nim usiąść i przybrać wygląd obrażonej.
- Patty, idziemy na spacer. Wstawaj. Nie będziesz siedzieć tu cały dzień.
- A nie zauważyłeś przypadkiem ,że jest już noc? Nigdzie nie idę.
- Romantyczny piknik pod gwiazdami....
- Wiesz ,że nie lubię ani randek ,ani romantycznych rzeczy.
Haha! Dobre sobie. Ja wiem co innego.
- Polubisz. Zmykaj. Już już. Ruszaj się.
- Nie chcę. - Jęknęła. - Już wolę tu siedzieć i być wkurzana przez tego żabojada - Zerknęła na mnie. -  niż iść na randkę.
Haha! Wiedziałem! Moja cudna księżniczka...
- A więc pójdę na ten piknik z kimś innym.- Oznajmił brunet i wyszedł ,zanim Patricia zdążyła go zatrzymać. Jednak nie poszła za nim. Zamiast tego westchnęła cięzko.
- Zawsze możesz go dogonić. - Stwierdziłem niby obojętnie.
Wzruszyła ramionami.
- Przejdzie mu i sam wróci.
- Nie jesteś szczęśliwa z nim?
- Co ciebie to obchodzi?
- Jestem czarodziejem dobrodziejem. Zależy mi na szczęściu znajomych.
Dziewczyna prychnęła.
- Nie jestem twoją znajomą i nie chcę ,żebyś wkładał nos w nie swoje sprawy.
- Jasne, jasne... A tak na serio... Mogłaś iść.
- Ale nie chciałam nie rozumiesz?! Gdybyś mnie znał wiedział być ,że nie znoszę randek! Ale mnie nie znasz ,więc się nie odzywaj!
- Co u konika?
- Konika? - Zmarszczyła czoło. - O czym ty mówisz?
- O Taurze... Nic, nie ważne.
- Taura to stare dzieje. Skąd w ogóle o nim wiesz?!
- Nie ważne... Nie ważne.
Przez chwilę patrzyła na mnie lekko mrużąc oczy.
- Następnym razem ,kiedy będziesz chciał się czegoś o mnie dowiedzieć po prostu zapytaj ,a nie zdobywasz złe i nieaktualne informacje od innych ludzi. - Mruknęła.
- Jasne... - Postanowiłem doładować ją emocjonalnie... I wcale nie chodziło o orgazm! - Wiesz może, kiedy Bella wraca?
- Bella? - Zmarszczyła czoło. - Skąd wiesz ,że Bella tu mieszka?
Westchnąłem. - Bella to moja siostra, Pat.
- Twoja siostra? - Zdziwiła się. - W sumie to ma sens. Ty Miller ,ona Miller ,oboje z Ameryki. Mówiła ,że ma brata ,ale kiedy go opisała wydawał się fajny.
- Jeszcze mnie nie poznałaś od tej lepszej strony. Miejmy nadzieję, że już nie długo będziesz miała szansę.
- Nie sądzę ,żeby lepsza strona istniała.
- Oj uwierz... Co tam u Bells?
- Zabrała mi brata i wyjechali na miesiąc miodowy.
- Nie dzwoniła ostatnio, więc nie wiem co słychać... Miałem z nią kontakt jeszcze przed ślubem. - Wyjaśniłem zgodnie z prawdą. - Mason to fajny facet.
- Nawet go nie znasz! - Oburzyła się. - Przestań udawać ,że wiesz wszystko najlepiej! Wiesz co? Po prostu siedź cicho i się nie odzywaj.
- Znam go bardzo dobrze, Patty. Bella go przywiozła.
Zignorowała moje słowa.
- Jakiej części od "Siedź cicho" nie rozumiesz?
- Daj spokój... Jessy! Patricia mówi że cię kocha !- Wydarłem się.
- Idioto! - Krzyknęła. - Zamknij się!
Po chwili do pokoju wbiegł Jessy. Ukląkł obok łóżka Patrici. - Ja ciebie też. - Uśmiechnął się szeroko i pocałował ją. Chciało mi się rzygać! Gdybym tylko mógł, przerwałbym to. Ja pierdole! Kocham ją i muszę na to patrzeć!
- Nie będę wam przeszkadzał. - Mruknąłem wychodząc z pokoju. Nie miałem najmniejszej ochoty tego oglądać. Wszedłem do łazienki i postanowiłem wsiąść prysznic. 
Kiedy skończyłem ubrałem się i wolnym krokiem poszedłem na górę. Wcale mi się nigdzie nie spieszyło...
Dochodząc do zamkniętych drzwi pokoju ,w którym teraz mieszkałem ,westchnąłem ciężko i otworzyłem drzwi.
To co zobaczyłem przerosło moje najgorsze oczekiwania. Jessy leżał na mojej Pat i namiętnie ją całował! Był bez koszulki! To był cios poniżej pasa.Poczułem ,że się rozpadam. Więcej już nie mogłem znieść. Miałem dość. Odechciało mi się wszystkiego.

CDN...